fot. Ślubny |
Po nieprzespanej nocy nie ma humoru. Po nieprzespanej nocy są przemyślenia – równie niewyspane i nieogarnięte jak sam myślący.
Kobiety mają ciężkie życie. Natury nie przeskoczysz, a to właśnie na nią zrzucam dziś winę, jej prawami sobie wszystko tłumaczę. Co przeszkadza mi spać i sprawia, że się budzę? Dźwięki. Co przeszkadza Ślubnemu? Światło. Przegrywam w tym rozdwojeniu. Znacznie łatwiej jest pokój zaciemnić, (co jednocześnie utrudnia mi znacznie wybudzenie się nad ranem) niż wyeliminować wszelkie dźwięki. Dlaczego taki podział tłumaczę sobie naturą? Bo jestem niewyspana ;). I tak sobie wymyśliłam, że to na pewno wina ludzi pierwotnych.
Faceci szli polować wraz ze wschodem słońca lub dużym i jasnym księżycem. W nocy, w ciemności spali snem kamiennym, regenerując siły. Kobiety chroniły się w ciemnych jaskiniach wrażliwe na każde alarmujące dźwięki – czy to dzikich zwierząt, czy swoich osesków (to zwłaszcza do dziś pozostało – spytajcie jakąś matkę). Podrywały się na każdy niepokojący odgłos. Oczywiście nie jest to żadna naukowa teoria. To moja niewyśniona (niestety) spekulacja. Może u Was taki podział w ogóle nie działa. Co nie obala od razu mojej teorii. W istocie może po prostu wyewoluowaliście bardziej i jesteście bardziej dostosowani do dzisiejszych realiów. Nie przeszkadza Wam światło, bo podział na noc i dzień jest i tak zaburzony, szczególnie pod jego właśnie względem. Z dźwiękami tylko nieco gorzej, zwłaszcza u matek – wtedy natura o sobie przypomina i będzie jeszcze dopóki nie powstaną jakieś maszyny zajmujące się dzieckiem za nas – wiecie, taki ot mechaniczny nocny przewijak i karmiciel, i śpiewak kołysanek, i bujaczek, i co tam dodatkowo (nie wiem jeszcze, pewnie jak zostanę matką, dorzucę kilka(set) funkcji). Grunt, że u nas taki podział jest. Widzicie, trochę się tej nocy nie spało, skoro się miało czas na skonstruowanie całkiem spójnej teorii. ;)
Teraz dodatkowy paradoks mojej sytuacji. Żebyście dobrze się wczuli, musicie poznać Rycha. Nie żeby tak od podszewki, ale trochę jednak trzeba. Rychu więc – mój ojciec – jakiekolwiek miałby wady i zalety w przytomności swego umysłu, czyli za dnia, w nocy ma wadę jedną, podstawową – chrapie. Rychu, w dodatku, czy w spadku, przekazał swoje chrapiące geny swojemu synowi. Nie żeby mój brat chrapał od kołyski, ten zdradziecki gen ujawnił się po jakimś czasie. Rozumiecie więc, że po wyprowadzeniu się z domu, gdzie miałam niemal na wyłączność co noc kakofoniczny koncert na dwa głosy, miałam nadzieje na lepsze noce. Oczywiście, nic z tego. Każde moje mieszkanie mieściło się akurat przy straży/ policji/ szpitalu...
Jasnym jest też, że przy poszukiwaniach kandydata na męża istotnym kryterium było niechrapanie. Oczywiście, po takich przygodach już niemal przywykłam do myśli, że akurat mój Książę-Z-Bajki będzie akurat miał tę jedną wadę – w nocy będzie się przemieniał w żabę. Niekoniecznie zieloną i oślizgłą, ale na pewno rechocząco-chrapiącą. Więc czas na pytanie: czy Ślubny chrapie? Ano, nie chrapie. Tak: brawo, brawo. W żadną zieloną żabę też się nie zmienia, żeby nie było. W czym więc problem? Oczywiście, jak nie ma winnego, to wina spada na kota. Franciszka chrapie. Zaprzyjaźniona Pani Weterynarz wzrusza ramionami – „zdarza się”. No, oczywiście, że się zdarza – mnie! Winna jest oczywiście natura – bo Franciszka ma płaski nos – z natury właśnie.
Ech, oni nigdy nie chrapią :D mój, jak mu powiedziałam, że jednak, coś tam, trochę... to był zszokowany. Tak ładnie dziwił się swoimi wielkimi niebieskimi oczyma, że aż żal było mu wypominać. Boję się rodzić mu dzieci, bo już widzę, jak będą mnie przerabiać na swoje.
OdpowiedzUsuńpolecam zatyczki do uszu
OdpowiedzUsuńTo tylko pozornie takie proste! Pomijam fakt, że stosowanie ich (szczególnie co noc) jest niezdrowe... Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale one wypadają w trakcie snu, a stosowałam zatyczki różnego rodzaju! Jak żyć? ;)
Usuń