Etykiety

środa, 23 października 2013

Przychodzi baba do lekarza...

źródło
W moim przypadku, głównie lekarza unika. Jednak nie jestem niewrażliwa na stare: lepiej zapobiegać, niż leczyć, tak też raz do roku robię przegląd techniczny. No, dobrze, przyznaję, krwi z własnej inicjatywy nie badam, bo mi na samą myśl słabo. Ale się badam i ogólnie polecam, żeby nie było. Jakoś tak się składa, że jeśli o samobadanie chodzi, to się mogę co najwyżej poszczypać i stwierdzić, czy mam, czy też nie mam pomarańczowej skórki. Także odwiedzam wszelkich możliwych specjalistów i ten raz do roku fatyguję ich opowieściami o tym, co mnie martwi, boli itp. I zawsze się wkurzam i przypominam sobie, dlaczego nie lubię chodzić do lekarzy i wolę się przemęczyć, podleczyć na własną rękę lub po prostu pocierpieć (w końcu Polką jestem).
Irytuje mnie, że lekarze – bez różnicy - państwowo czy prywatnie, po prostu nas zbywają. Bagatelizują nasze obawy, leczą szablonowo, każdemu przepisując to samo, ewentualnie zmieniają, jak się nie sprawdzi i, przede wszystkim, leczą tylko objawy. Boli Cię brzuch, weź Nospę. Nikt nie wnika w powody tego bólu! Jeśli nawet uważają, że wyolbrzymiamy, niech powiedzą, że to nie jest groźne, to np. tylko z głodu, a nic takiego nie stwierdzają. Zostawiają nas z domysłami – może nam żołądek gnije, kto wie? Ja nie wiem, lekarz chyba też nie wie, bo jak wie, to czemu nie powie, a zresztą skąd ma wiedzieć? Medycyna i nauka tak dalece poszły do przodu, że każdemu lekarzowi zaraz po studiach montują w oczach rentgen? Tak więc nic się nie dowiesz biedny człowieku, zaufaj ślepo lekarzowi i łykaj, co Ci zalecił (bez wnikania najlepiej, czy to homeopatyczny badziew, czy super silne leki, które spustoszą Twój organizm), albo cierp dalej. Najbardziej dobija mnie tekst (chyba ich ulubiony, a może to ja mam takie szczęście): nic się z tym nie zrobi ,to tak będzie, taka uroda. Bosz...Aż mi agrafki w torebce się rozpinają, bo też nic ostrzejszego ze sobą nie noszę, a już zwłaszcza w kieszeniach! W sumie, jakby tak wszystko pozbierać do kupy, to wychodzi, że bardzo jestem urodziwa! Może na to powinnam brać jakieś tabletki?
W dodatku, jak tak sobie pomyślę, najgorsze jest to, że choć się tak wkurzam, to jeszcze im współczuję.! Bo co tu się w sumie dziwić? Praca do najmniej stresujących nie należy, ale przede wszystkim, wyobraźcie sobie, że od samego rana musicie słuchać narzekań, jak to źle, jak to boli i jakie życie ciężkie... Po pewnym czasie można się samemu leczyć – na wściekliznę lub depresję. Dlatego z reguły staram się być pacjentem wesołym. No, boli, ale to pewnie nie mnie jedną, a w ogóle dzień taki piękny... Jakoś nie umiem tak obcej osobie od razu narzekać, spowiadać się z tego co mi dolega i w jakim stopniu. Często biorą mnie więc za niefrasobliwą i infantylną i chyba wychodzę na tym gorzej.
Żeby nie było – szanuję lekarzy. No, przynajmniej większość. Mam takich w rodzinie, wśród znajomych. Wiem, że pracę mają niełatwą, za to mózgi konkretne. Nie tak łatwo medycynę zacząć ani skończyć. Poza tym, zawsze jest na przeszkodzie jakiś system. Wiem ,wiem. Tylko to wszystko jakoś nie tak się odbywa. Może to właśnie przez tę obcość. Gdyby był taki lekarz – przyjaciel, to od razu lepiej. Boli nas coś, idziemy się wyżalić, wygadać, poradzić, a i druga strona chętniej przyjdzie nam z pomocą...
Ten wpis bez puenty, a pewnie także i bez sensu sponsoruje literka B: jak „baba” (tu ja) oraz „Beatka”, której bardzo dziękuję, a która jak możecie się domyślać, jest lekarzem i przyjaciółką.
No, to jeszcze B jak BUŹKA ;)


2 komentarze:

  1. 'Wiem, że pracę mają nie łatwą, za to mózgi konkretne.' - nielatwa razem

    OdpowiedzUsuń
  2. Najprawdziwsza prawda! :) Poprawione!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...