Dostałam go od mamy. W
sumie Ślubny dostał takiego samego. Ale to mi mama powiedziała:
„Tylko go nikomu nie oddawaj, on ma bronić Ciebie”. Jak można
komuś dać (czy oddać) opiekuńczego anioła, pewnie spytacie. Ano,
można. Bo ten anioł to zakładka do książki. Prezent. Nie wiem
dlaczego moja mama sądzi, że oddaję prezenty... Nie robię tego
(raczej). Widzicie, czasem każdy lubi takie talizmany. No więc mam
tego swojego opiekuńczego anioła. Nie żebym nie miała innej
ulubionej zakładki, używam i tej, brzydka nie jest, a frędzelek ma
wręcz uroczy. O, do takiej powieści historycznej idealna zakładka.
Okey, maj jeszcze nie
nadszedł, ale wiosna w tym roku przyszła wyjątkowo szybko –
zarówno pod względem astronomicznym, jak i pogodowym. Wszystko się
już zazieleniło i kwitnie. Saska już pachnie. To będzie
zdecydowanie coś, do czego będę tęsknić po przeprowadzce.
Dostałam je od kolegi z
okazji ślubu. Przywiózł je z rejsu, sam-już-nie-wie-skąd. Czy
była to sugestia, że będzie mi potrzebne do ogarnięcia nowej
rzeczywistości? Jeśli tak miało być – dobrze, że
dostaliśmy też mnóstwo innych, bo jak w tytule, tego nie mogę
wypić.