Etykiety

poniedziałek, 3 marca 2014

Historia jednej fotografii

Chcę Wam opowiedzieć historię takiego zdjęcia:
fot. Ślubny



Co, że niby nic na nim nie ma? Nieprawda! Jest na nim bardzo dużo. Choć specjalistą od fotografii nie jestem, więc oddam na chwilę głos specjaliście, by Was przekonać, że wcale nie przedstawia ono nicości. Oto autorski tekst Leszka Brogowskiego z katalogu jego wystawy „Idiomy V” :


Zdjęcie białej kartki papieru jest białą kartką papieru
Zdjęcie zdjęcia białej kartki papieru jest białą kartką papieru
Zdjęcie zdjęcia białej kartki papieru nie jest białą kartką papieru
Zdjęcie brudnej kartki papieru nie jest brudną kartką papieru
Zdjęcie kratkowanej kartki papieru jest kratkowaną kartką papieru
Zdjęcie białego przedmiotu jest białym przedmiotem
Zdjęcie białego przedmiotu jest innym białym przedmiotem
Zdjęcie białego przedmiotu jest białą kartką papieru
Zdjęcie białego przedmiotu nie jest białą kartką papieru
Zdjęcie jednolicie białej powierzchni jest powierzchnią białą, jednolitą
Zdjęcie jednolicie białej przestrzeni jest powierzchnią białą, jednolitą
Zdjęcie białej przestrzeni jest białą kartką papieru
Zdjęcie odwrotnej strony białej kartki papieru jest białą kartką papieru
Zdjęcie odwrotnej strony białej kartki papieru nie jest odwrotną stroną
Zdjęcie nie ma odwrotnej strony
Zdjęcie które przedstawiałoby jego własną odwrotną stronę byłoby prawdopodobnie białą kartką papieru
Zdjęcie białej płaskości jest płaskie
Zdjęcie zawsze jest płaskie
Zdjęcie nicości jest białe


Cytuję za: Jerzy Busza, Wobec fotografów, Warszawa 1990

Widzicie więc, nie jest to nicość. Nie jest to też, wbrew pozorom, czarna przestrzeń. Taka jest historia.
W sobotę udaliśmy się ze Ślubnym obejrzeć nasze przyszłe mieszkanie, jako że już stoi i nawet tynki schną. Świetne było to uczucie. Jakbym przeniosła się ze swojej ulubionej gry PC do jej świata. Tak długo pracowałam nad jego projektem w wirtualnej wersji, że właśnie takie miałam wrażenie. Niby obco, ale też znam każdy zakamarek, wiem gdzie się co znajduje, a przynajmniej gdzie powinno. To drugie okazało się przydatne, mogliśmy od razu wskazać deweloperowi, gdzie się minął z projektem, więc będzie mógł to wcześnie poprawić. Nasza radość była wielka a emocje duże. Stąd kiedy weszłam do przyszłej łazienki i zobaczyłam tam ścianę jeszcze bez tynków, wstąpił we mnie mały chochlik. Zdewastowałam własną ścianę, niczym gimbusowy wandal wypisując na niej hasło ,,tu byłam”. Tyle przedstawia to zdjęcie. Cegły mojej przyszłej łazienki i ledwo wypisany (długopis nie jest najlepszy do pisania po murach) tekst: Tu byłam 1 III 2014. Tyle, nawet nie pomyślałam już o tym, by się podpisać. Poprosiłam Ślubnego, by to sfotografował (sama nie mogłam, pozostaję nadal jednym z wyjątków, którym telefon nadal służy wyłącznie do dzwonienia), bo chciałam mieć pamiątkę, nie tylko w głowie świadomość jej istnienia. Mogłam wprawdzie przemyśleć pozostawienie świadka, jak na konserwatora zabytków przystało, ale jakoś nijak się to ma do moich planów na to pomieszczenie. Ślubny jednak, chyba z emocji, przesłonił obiektyw w telefonie. Niestety, chyba moja łatka grzecznej dziewczynki przylgnęła do mnie dobrze i tak skutecznie, że kładzie cień na wszelkie moje zachowania wybiegające z jej ram. Ale ja WIEM, i wy wiecie. Ten fragment ściany jest na zdjęciu
Tymczasem, odliczam dni... No dobra, póki co jeszcze miesiące ;)


3 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...