Etykiety

środa, 26 lutego 2014

,,I am a material girl”

ważki
fot. Ślubny
Takie niemodne wyzwanie czasów boomu na minimalizm? Może... Tak mnie jednak naszło ;)
Dzisiejszy świat stwarza nam mnóstwo możliwości, internet jest tu istotnym medium. Mimo to, podśpiewuję ostatnio refren piosenki Madonny. Podkreślam – refren. Ślubny nie ma chyba ze mną tak źle ;) Skąd taka refleksja? Odliczam czas do przeprowadzki. Obserwuję zmiany na „naszej” budowie i już wyobrażam sobie nasze życie w nowym gniazdku. A jednak, wszystko wydaje mi się miejscami tak bardzo nierzeczywiste. Ostatnio zauważyłam właśnie, że choć mam już projekt całego mieszkania, mogę się w nim nawet „przejść” w programie w 3D, dopiero kiedy kupiłam sobie kilka drobiazgów przeznaczonych już właśnie do nowego M, cieszyłam się jak dziecko. Nie tylko z nich samych, lecz także z tego, co ze sobą niosą, z całej ich potencji. Kiedy je oglądałam, dotykałam (a potem schowałam głęboko pod łóżko – to jedyna przestrzeń, która nadaje się jeszcze do przechowywania), poczułam i zobaczyłam (w wyobraźni) znacznie więcej. Trzymając w dłoniach nowy kubek, pomyślałam sobie: „to się naprawdę dzieje, niedługo wprowadzam się do własnego mieszkania”! To zdecydowanie wyższy level. Do tej pory czułam się bardziej, jakbym grała w ,,The Sims”, niż projektowała coś realnego. Stąd prześladująca mnie piosenka, bo jednak, mówcie co chcecie, coś realnego i materialnego bardziej do mnie przemawia niż wirtualna wersja: najlepsza z możliwych czy najbliższa rzeczywistości. „Cause we are living in a material world and I am a material girl”.
Teraz wyszukuję powoli wszystkie niezbędne w domu przedmioty, zastanawiam się, z którymi chciałabym mieszkać. Mam okazję zastanowić się nad rzeczami, którym na co dzień nie poświęcamy zbyt dużej uwagi. Ślubnemu pozostawiam szukanie sprzętów AGD. Oczywiście, jak już zrobi wstępny research, wspólnie dokonamy ostatecznego wyboru, jednak na tym etapie jest to dla mnie totalnie nieciekawa sprawa. Wydajność i funkcje takich sprzętów jak np. okap kuchenny... To zdecydowanie nie dla mnie. Wolę myśleć, którym widelcem i z jakiego talerza jedzenie będzie mi smakowało najbardziej Moment urządzania mieszkania jest świetny, zwłaszcza kiedy mówimy o urządzaniu od zera. Choć wybieranie płytek, wanien, umywalek itp. jest męczące W tym wypadku nie da się też podejść do tego swobodniej. Nie mogę sobie powiedzieć, że skoro nie podoba mi się nic, poczekam, poszukam dalej lub odłożę na tą horrendalnie drogą wersję, która przypadła mi do gustu. Tu jednak czas mnie ogranicza, nie da się wszak wprowadzić do mieszkania, w którym kupno muszli klozetowej odłożono na później ze względów estetycznych Czasem aż żałuję, że jestem tak wybredna i zwracam uwagę na najdziwniejsze nieraz szczegóły.
A zdjęcia zupełnie od czapy Moja ważkomania na paznokciach

manicure ważki
fot. Ślubny


6 komentarzy:

  1. Skoro ważkomania na paznokciach, pewnie nie obędzie się bez akcentu ważkowego:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach gdyby tak mieć nieograniczone fundusze... A tak człowiek niestety musi dokonywać wyborów i nie zawsze może chcieć to, co najbardziej mu się podoba. Taki lajf ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie mieć przed sobą takie możliwości i pod pewnymi względami coś co jest "czystą kartką" co możesz poukładać, zrobić tak jak chcesz :)
    A ważki śliczne ::)

    P. S. Jenga robi furorę u mnie, chyba będę "musiała" kupić mojej siostrzenicy bo mi nie da spokoju ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czym malowane są ważki, wykałaczką?

      Usuń
    2. Jak najbardziej fajnie :)
      A Jenga potrafi wciągnąć :)

      Usuń
    3. Ach, ważki są malutkim pędzelkiem malowane :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...