fot. Ślubny |
Dzisiejszy świat stwarza nam mnóstwo możliwości, internet jest tu istotnym medium. Mimo to, podśpiewuję ostatnio refren piosenki Madonny. Podkreślam – refren. Ślubny nie ma chyba ze mną tak źle ;) Skąd taka refleksja? Odliczam czas do przeprowadzki. Obserwuję zmiany na „naszej” budowie i już wyobrażam sobie nasze życie w nowym gniazdku. A jednak, wszystko wydaje mi się miejscami tak bardzo nierzeczywiste. Ostatnio zauważyłam właśnie, że choć mam już projekt całego mieszkania, mogę się w nim nawet „przejść” w programie w 3D, dopiero kiedy kupiłam sobie kilka drobiazgów przeznaczonych już właśnie do nowego M, cieszyłam się jak dziecko. Nie tylko z nich samych, lecz także z tego, co ze sobą niosą, z całej ich potencji. Kiedy je oglądałam, dotykałam (a potem schowałam głęboko pod łóżko – to jedyna przestrzeń, która nadaje się jeszcze do przechowywania), poczułam i zobaczyłam (w wyobraźni) znacznie więcej. Trzymając w dłoniach nowy kubek, pomyślałam sobie: „to się naprawdę dzieje, niedługo wprowadzam się do własnego mieszkania”! To zdecydowanie wyższy level. Do tej pory czułam się bardziej, jakbym grała w ,,The Sims”, niż projektowała coś realnego. Stąd prześladująca mnie piosenka, bo jednak, mówcie co chcecie, coś realnego i materialnego bardziej do mnie przemawia niż wirtualna wersja: najlepsza z możliwych czy najbliższa rzeczywistości. „Cause we are living in a material world and I am a material girl”.
Teraz wyszukuję powoli wszystkie
niezbędne w domu przedmioty, zastanawiam się, z którymi chciałabym
mieszkać. Mam okazję zastanowić się nad rzeczami, którym na co
dzień nie poświęcamy zbyt dużej uwagi. Ślubnemu pozostawiam
szukanie sprzętów AGD. Oczywiście, jak już zrobi wstępny
research, wspólnie dokonamy ostatecznego wyboru, jednak na tym
etapie jest to dla mnie totalnie nieciekawa sprawa. Wydajność i
funkcje takich sprzętów jak np. okap kuchenny... To zdecydowanie
nie dla mnie. Wolę myśleć, którym widelcem i z jakiego talerza
jedzenie będzie mi smakowało najbardziej
Moment urządzania mieszkania jest świetny, zwłaszcza kiedy mówimy
o urządzaniu od zera. Choć wybieranie płytek, wanien, umywalek
itp. jest męczące W tym wypadku
nie da się też podejść do tego swobodniej. Nie mogę sobie
powiedzieć, że skoro nie podoba mi się nic, poczekam, poszukam
dalej lub odłożę na tą horrendalnie drogą wersję, która
przypadła mi do gustu. Tu jednak czas mnie ogranicza, nie da się
wszak wprowadzić do mieszkania, w którym kupno muszli klozetowej
odłożono na później ze względów estetycznych
Czasem aż żałuję, że jestem tak wybredna i zwracam uwagę na
najdziwniejsze nieraz szczegóły.
A zdjęcia zupełnie
od czapy Moja ważkomania na
paznokciach
fot. Ślubny |
Skoro ważkomania na paznokciach, pewnie nie obędzie się bez akcentu ważkowego:)))
OdpowiedzUsuńAch gdyby tak mieć nieograniczone fundusze... A tak człowiek niestety musi dokonywać wyborów i nie zawsze może chcieć to, co najbardziej mu się podoba. Taki lajf ;)
OdpowiedzUsuńFajnie mieć przed sobą takie możliwości i pod pewnymi względami coś co jest "czystą kartką" co możesz poukładać, zrobić tak jak chcesz :)
OdpowiedzUsuńA ważki śliczne ::)
P. S. Jenga robi furorę u mnie, chyba będę "musiała" kupić mojej siostrzenicy bo mi nie da spokoju ;)
A czym malowane są ważki, wykałaczką?
UsuńJak najbardziej fajnie :)
UsuńA Jenga potrafi wciągnąć :)
Ach, ważki są malutkim pędzelkiem malowane :)
Usuń