Etykiety

wtorek, 14 stycznia 2014

Sposób na żyworódkę


 fot. Ślubny
O tej roślinie napisano już chyba wszystko. Nawet można znaleźć strony internetowe poświęcone wyłącznie jej. A ponieważ jest to roślina o szerokim zastosowaniu (pomagająca na anginę, katar, zapalenie spojówek, rany, kurzajki, grzybice, stany zapalne, odleżyny, świąd, zgaga, zmęczone stopy, przykry zapach z ust, bóle głowy i reumatyczne, egzemy, trądzik, itd.. patrz np. tu), można tam tę zieleninkę zakupić. Nie zamierzam tego powielać, jeśli Was to interesuje, Google zapewne odeśle Was do wartościowych materiałów. Jak już się przekonacie, że jest to coś dla Was i chcecie taką roślinkę posiadać... nie musicie zwracać się od razu do sklepów internetowych. Wystarczy znaleźć koleżankę, która żyworódkę posiada, ponieważ jej rozmnażanie jest szalenie proste.
Osobiście wyżej wymienioną posiadam. Nie korzystałam jeszcze z jej zalet prozdrowotnych, ponieważ do tego najlepsza jest młoda roślinka (tak do roku), a moja taka nie jest. Wyprosiłam ją od przyjaciółki i muszę się dochować młodszego pokolenia zanim zacznę z nią eksperymentować, a ponieważ jestem nijako przed przeprowadzką, nie planuję póki co masowej uprawy. Jednak rozmnożyć ją musiałam. Zauroczyła sobą inną przyjaciółkę i musiałam przygotować jej „sadzonki”. Koleżance spodobał się wygląd bohaterki dzisiejszego wpisu, dlatego zapragnęła ją mieć, nie wiedziała o dodatkowych zaletach jej posiadania. Sama nie żywiłam w stosunku do żyworódki (ładny zbitek słów, prawda?) szczególnie pozytywnych uczuć pod względem estetycznym. Ot, zwykła liściasta roślinka z tendencją do strasznego panoszenia się – na jej liściach wyrastają młode roślinki i przy najmniejszym trąceniu spadają wszędzie. Jeśli trafią na podatny grunt, zaczynają rosnąć. Gorzej, gry trafią nam do talerza z zupą (moja stoi na oknie w kuchni, w miejscu, gdzie przygotowuję posiłki)...
Jednak, jak wiadomo, dzięki naszym znajomościom nierzadko poszerzamy swój światopogląd i kreujemy nowe poglądy na świat Owa zauroczona żyworódką stwierdziła, że to słodko wygląda z tymi młodymi roślinkami – jak matka przytulająca swoje dzieciaki... OMG! Nigdy nie patrzyłam na roślinkę w ten sposób. Wówczas zakrzyknęłam: masz rację! Jest jak kaczka płynąca z pisklętami na grzbiecie! A ponieważ widok takich kaczuch mnie rozczula, przychylniej patrzę na mojego badyla.
 fot. Ślubny

Oczywiście, jak to zwykle bywa, zapomniałyśmy wówczas, że ma ode mnie trochę tych „małych kaczuszek” wziąć, więc postanowiłam przygotować jej małe sadzonki. Zadanie zdawałoby się proste, ale jak się ma w planach przeprowadzkę, nie gromadzi się takich rzeczy jak doniczki czy, nie daj Boże, worek ziemi. Tej ostatniej mogłam więc przeznaczyć tyle, co udało mi się bez większych kosztów „wyskrobać” ze swoich kwiatków (wcale nielicznych), potrzebowałam jeszcze tylko miniaturowych pojemników. A wiecie, jak to mówią, potrzeba matką wynalazku. Można sparafrazować, że się w potrzebie pomysły rodzą, nawet „żywo rodzą”, już szczególnie, gdy o żyworódkę chodzi. Mnie się urodził całkiem niezły pomysł,a przynajmniej wyglądający, jak sądzę, nieźle, więc Wam pokazuję. I jeszcze dodam, że jest ekologiczny, recyklingowy i „za grosz” ;) Polecam!
 fot. Ślubny

1 komentarz:

  1. Moja żyworóda, jaka wielka! Natchnęłaś mnie i sama teraz mam zamiar trochę je porozmnażać!;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...