fot. Ślubny |
Osobiście wyżej wymienioną
posiadam. Nie korzystałam jeszcze z jej zalet prozdrowotnych,
ponieważ do tego najlepsza jest młoda roślinka (tak do roku), a
moja taka nie jest. Wyprosiłam ją od przyjaciółki i muszę się
dochować młodszego pokolenia zanim zacznę z nią eksperymentować,
a ponieważ jestem nijako przed przeprowadzką, nie planuję póki co
masowej uprawy. Jednak rozmnożyć ją musiałam. Zauroczyła sobą
inną przyjaciółkę i musiałam przygotować jej „sadzonki”.
Koleżance spodobał się wygląd bohaterki dzisiejszego wpisu,
dlatego zapragnęła ją mieć, nie wiedziała o dodatkowych zaletach
jej posiadania. Sama nie żywiłam w stosunku do żyworódki (ładny
zbitek słów, prawda?) szczególnie pozytywnych uczuć pod względem
estetycznym. Ot, zwykła liściasta roślinka z tendencją do
strasznego panoszenia się – na jej liściach wyrastają młode
roślinki i przy najmniejszym trąceniu spadają wszędzie. Jeśli
trafią na podatny grunt, zaczynają rosnąć. Gorzej, gry trafią
nam do talerza z zupą (moja stoi na oknie w kuchni, w miejscu, gdzie
przygotowuję posiłki)...
Jednak, jak wiadomo, dzięki
naszym znajomościom nierzadko poszerzamy swój światopogląd i
kreujemy nowe poglądy na świat
Owa zauroczona żyworódką stwierdziła, że to słodko wygląda z
tymi młodymi roślinkami – jak matka przytulająca swoje
dzieciaki... OMG! Nigdy nie patrzyłam na roślinkę w ten sposób.
Wówczas zakrzyknęłam: masz rację! Jest jak kaczka płynąca z
pisklętami na grzbiecie! A ponieważ widok takich kaczuch mnie
rozczula, przychylniej patrzę na mojego badyla.
fot. Ślubny |
Oczywiście, jak to zwykle bywa,
zapomniałyśmy wówczas, że ma ode mnie trochę tych „małych
kaczuszek” wziąć, więc postanowiłam przygotować jej małe
sadzonki. Zadanie zdawałoby się proste, ale jak się ma w planach
przeprowadzkę, nie gromadzi się takich rzeczy jak doniczki czy, nie
daj Boże, worek ziemi. Tej ostatniej mogłam więc przeznaczyć
tyle, co udało mi się bez większych kosztów „wyskrobać” ze
swoich kwiatków (wcale nielicznych), potrzebowałam jeszcze tylko
miniaturowych pojemników. A wiecie, jak to mówią, potrzeba matką
wynalazku. Można sparafrazować, że się w potrzebie pomysły
rodzą, nawet „żywo rodzą”, już szczególnie, gdy o żyworódkę
chodzi. Mnie się urodził całkiem niezły pomysł,a
przynajmniej wyglądający, jak sądzę, nieźle, więc Wam pokazuję.
I jeszcze dodam, że jest ekologiczny, recyklingowy i „za grosz”
;) Polecam!
fot. Ślubny |
Moja żyworóda, jaka wielka! Natchnęłaś mnie i sama teraz mam zamiar trochę je porozmnażać!;)
OdpowiedzUsuń