Etykiety

piątek, 10 stycznia 2014

Jenga boom

źródło
Dziś moja opinia o grze, nie planszówce i powszechnie znanej, ale wtrącę swoje trzy grosze Może ktoś jeszcze nie ma, a się zastanawia, albo po prostu jest ciekaw co inni o niej sądzą.
Dla tych, którzy w ogóle nie wiedzą, co to za gra, już wyjaśniam. Jenga jest pod każdym względem (poza rozgrywką) prosta: składa się z drewnianych prostopadłościennych klocków, które układa się w wieżę. Zabawa polega na tym, że wyciągamy jeden z elementów poniżej poziomu najwyższego i układamy na górze i tak dopóki nasza konstrukcja nie runie. Grać może wiele osób jednocześnie, a zwycięża ten, kto jako ostatni dołożył element bez zawalenia wieży. Jest to swoisty pojedynek koncentracji, opanowania i spojrzenia na konstrukcję oraz opanowania swoich dłoni.

Oczywiście nie trzeba kupować Jengi, bo jak większość popularnych rzeczy doszukała się tańszych odpowiedników (z drugiej strony nie wiem, czy pierwsze było jajko, czy kura ;) ). My jednak dostaliśmy od Mikołaja wersję „oryginalną”, a w zasadzie wariację tejże o podtytule „Boom”. Na czym polega ta szalona innowacja? Głównie chyba na wyciągnięciu jeszcze większych pieniędzy od klienta. Przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy, bo element boom nie jest mi zupełnie potrzebny, ani nie wprowadza niczego pozytywnego. Przyznaję jednak, że może on mieć swoją rację bytu (w końcu mam na wszystko patrzeć pozytywnym, przychylnym okiem), ale o tym później. Mówię o tym „element”, ponieważ jest to wersja z dodatkowym przedmiotem (plastikowym, czego nie lubię), będącym podstawą, na której stawiamy wieżę. Ten element – platforma – odmierza czas naszej gry (trochę jak w szachach), gdy go przekroczymy, wieża robi boom. Czyli teraz chodzi już nie tylko o precyzyjne układanie, ale również szybkie układanie. Do mnie zupełnie to nie przemawia. Zupełnie innych wrażeń szukam w tej grze, Ślubny także się nie zachwycił, dlatego element boom zostawiliśmy w domu u rodziców. Nie pozbyliśmy się go jednak zupełnie, choć pojawiła się taka myśl. Dlaczego? Bo jednak dostrzegam w niej jakiś potencjał ;) Wydaje mi się, że jest to idealny dodatek, by uatrakcyjnić tę grę dla dzieci. Taki element zaskoczenia, walki z czasem, taki dreszczyk, kiedy nagle i czy właśnie nie teraz wieża zrobi boom. Myślę, że typowa Jenga mogłaby szybko się im znużyć. Ciężko jest młodszym skupić na czymś uwagę przez dłuższy czas, jeśli nie jest to jakieś bardzo ekscytujące, a wydaje mi się, że taka może być w ich oczach wersja podstawowa. Tak też z myślą o dalekiej przyszłości element boom został :)

 fot. Ślubny
A co z grą samą w sobie? Jestem bardzo na tak. Jest to gra świetna dla dwojga, dla większej liczby osób, a nawet potrafię sobie wyobrazić, że niektórym może sprawić przyjemność układanie jej samodzielne. W dodatku angażuje wszystkich, jest mocno integracyjna na większych spotkaniach. U nas zafascynowała wszystkie 3 pokolenia. Nawet ci, którzy nie grali, czerpali satysfakcję z kibicowania i przyglądania się wysiłkom grających, wśród których byli mój ojciec i wujek. Więc łączy pokolenia, łączy towarzystwo i łączy przyjemne z pożytecznym. Jak pisałam wymaga skupienia, opanowania dłoni i ćwiczy w nas te cechy. I tu właśnie mój osobisty element miłości do tych całkiem nienadzwyczajnych drewnianych klocków: ćwiczenie dłoni. Kiedyś, jeszcze za czasów mojego romansu z teatrem, dużo ćwiczyłam dłonie. Nie, nie były to ćwiczenia z tymi śmiesznymi przyrządami do zaciskania, nie martwcie się. Pod tym względem wręcz niedomagam, każde otwarcie słoika czy butelki z wodą jest dla mnie dużym wyzwaniem, któremu całkiem często nie jestem w stanie sprostać. Chodzi mi o ćwiczenie plastyczności ruchu. Kiedyś poświęcałam temu dużo czasu i sprawiało mi to satysfakcję. Czy np. potraficie wyciągnąć zapałkę z pudełka i zapalić ją, trzymając pudełko w palcach jednej dłoni (nie opierając o samą dłoń)? Kiedyś nie stanowiło to dla mnie żadnego wyzwania, zarówno w prawej, jak i lewej dłoni. Dlatego też cieszę się z Jengi. Grając z nią zgodnie z zasadami, czyli używając do przekładania klocków tylko jednej dłoni, ćwiczymy ich sprawność. Jak dla mnie to kilka dodatkowych punktów dla Jengi.
A jak u Was? Lubicie Jengę? A może znacie jakieś inne gry wymagające sprawności manualnych, może nawet w większym stopniu niż Jenga?

4 komentarze:

  1. Bardzo lubię :) ale najlepiej w szerszym gronie, we dwójkę szybko mi się nudzi. Dlatego swoją wyciągam tylko jak są u nas znajomi. Ale ten element "boom" mnie rozbraja :D czego to nie wymyślą :D moim zdaniem ten plastik zupełnie nie pasuje do tej zabawki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Po protu pod każdym względem sprawia wrażenie dodanego na siłę :)

      Usuń
  2. Uwielbiam Jengę! O elemencie boom wcześniej nie słyszałam, bo mam drewniane klocki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wersji boom same klocki również są drewniane (na szczęście), tylko sam ten element jest plastikowy. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...