fot. Ślubny |
W dodatku lekarzy także wolę unikać. Więc zajmę się dziś domowymi sposobami na leczenie
Termofor
Nie byłabym córką swojej mamy,
gdybym tego nie napisała Ona
wierzy w dobroczynne działanie ciepła. Ja? Po prostu faktycznie
lubię ciepło, szczególnie podczas choroby. Oczywiście, jego
źródłem mógłby być kot, ale te jak wiadomo do szczególnie
współpracujących nie należą. Stąd posiadam Termokota, jako
ekwiwalent Franciszki. A także Termotygrysa, zwanego Termohobbesem,
i Termohipcia, i zwyczajny termofor pięknie obdziergany przez moja
mamę właśnie. Poza tym, termofor przydaje się kobietom średnio
raz w miesiącu, więc dobrze mieć taki w pogotowiu ;)
Amol
Z kolei nie byłabym żoną
Ślubnego gdybym nie wspomniała o tym cudownym specyfiku stosowanym
przez niego na wszelkie dolegliwości. Amol czy inne podobne
aromatyczne mazidła stosuję względnie dzielnie. Trochę już do
nich za sprawą Ślubnego przywykłam. Nie jestem do nich jednak
przekonana w kwestii pomocy przy katarze. Mam wrażenie, że ten
zapach tylko jeszcze bardziej mi dokucza i wyciska łzy z oczu i tak
już mocno podrażnionych. Pamiętacie takie sztyfty specjalnie do
nosa? One mają wielkiego sprzymierzeńca w moim ojcu, ale dla mnie
to już totalna masakra. Ale Amol może być. Szczególnie przy bólu
gardła i kaszlu – to rozgrzanie ma wówczas sens.
Nalewki
To całkiem przyjemna strona
chorowania ;) Szczególnie malinowa. Ale nie sposób nie docenić
też nalewki z pędów sosny. Oczywiście, istnieje tu pewien problem: nie
należy łączyć alkoholu z lekami. Nie namawiam więc, ale
sygnalizuję, że taka opcja istnieje. Dla ostrożnych zawsze
pozostają soki owocowe: malinowe, z pigwy, jeżyn, czarnego bzu.
Pite na ciepło lub dodane do herbaty. No właśnie...
Herbata
Oczywiście, zielona wcale nie
rozgrzewa. Jak jest z czarną? I to z dodatkiem cytryny (więc wcale
chłodzącego cytrusa)? Nie wiem i nie chcę tego sprawdzać. Ja ją
uwielbiam i dopóki moja podświadomość wierzy, że mi to służy,
nie zamierzam jej tego wypersfadowywać. Zwłaszcza, że pochłaniam
jej ogromne ilości, nie tylko w stanie choroby, lecz także ogólnie
w sezonie jesienno-zimowym. Osobiście dodaję sporo soku z cytryny,
miodu a także imbir (taki w proszku) i kardamon (as well). To mój
ulubiony „przepis”. A że cytryna ma dużo wit. C, miód jak
wiadomo ogólnie jest dobry na wszystko, imbir rozgrzewa, a
kardamon... Nie wiem co robi. Smakuje mi. Wierzę więc, że jednak
działa dobrze. Poza tym taka herbata jest pyszna, więc przynajmniej
jest radość z chorowania.
Piżama w misie
Oczywiście, te misie to
konkretnie w moim przypadku. Bardziej niż o same misie chodzi o to,
że jest z polaru – naprawdę cieplutka (piszę tu o samych spodniach, góra szczęśliwie nie jest ani w misie, ani z polaru). Poza tym stylowa piżamka
zawsze wybija chorowanie na wyższy level ;) Ale nie martwcie się, o
tym myślę dopiero po chorobie. W trakcie mam to szczerze w
zakichanym nosie.
Skarpetki
Dla mnie obowiązkowo. Jestem
zmarzluchem, więc czasem śpię w nich i przy dobrym zdrowiu. Muszą
być miłe i puchate. Jeśli nie chcecie chorować stylowo, możecie
wpuścić w nie nogawki piżamki w misie ;)
Mleko z miodem
Rodzice katowali mnie nim w
dzieciństwie. Ponieważ nie znoszę smaku mleka, traktowałam to jak
karę za chorowanie (jakby mało mi było nieszczęścia).
Szczęśliwie to jeszcze względnie szło przełknąć, no i nie
dodawali mi do tego masła, którego również nie lubię, ani
czosnku – a słyszałam także o takich wersjach. Ale nie polecam
tej metody. Nabiał nie jest dobry przy katarze – może go wzmagać.
No i sama tego nie stosuję. Walory smakowe odpadają i nikt mnie już
nie przekonuje, że to dla mojego dobra ;)
Rosół
Kolejny sposób o wątpliwej
skuteczności. Tu ponoć przeszkadza tłuszcz. Wszelkie tłuste
potrawy mogą nam samopoczucie pogorszyć. Ale! Prawda jest taka, że
nie taki rosół tłusty, jak go malują. Osobiście za nim nie
przepadam, ale jeśli już jem coś w czasie choroby, to najchętniej
właśnie są to zupy. Moim numerem jeden jest zwyczajny krupnik.
Może w momentach największego kryzysu, ale zaraz po jestem w stanie
pochłaniać go hektolitrami. Oczywiście myślę, że inne zupy
sprawdzą się także dobrze: rozgrzewają, sycą, są zdrowe i
łatwiej się przełyka, kiedy gardło się buntuje. No i zawsze
weselej, jak ktoś troskliwie ugotuje dla nas ulubioną zupkę.
Syrop z cebuli
Taki specyfik również serwowała
mi mama w dzieciństwie. Nie wiem na co był dobry, ale przynajmniej
był smaczny. Pokrojoną cebulę trzeba było zasypać cukrem i
czekać aż puści sok. Śmieszny sposób z kategorii medycyna ludowa
lub zaradność czasów komunistycznych. A od cebuli także blisko do
Czosnku.
Czosnek
Że zdrowy, wie każdy. Nie wiem
tylko, jak go aplikować ;) Niektórzy idą na całość i dodają go
po prostu np. do kanapek. Ja zrobiłam dziś szpinak z ogromną
ilością czosnku, ale nie wiem, czy taki przesmażony jest równie
wartościowy.
Napary z majeranku
Ponoć bardzo pomagają przy
zatkanych zatokach. Sama nie próbowałam w ilości wystarczającej,
by należycie to ocenić, wiec tylko zaznaczam. Ale sądzę, że coś
w tym być musi, bo nawet można (za grosze) dostać w aptekach maść
majerankową właśnie pomocną przy katarze. Także dla komfortu
naszego podrażnionego nosa.
Maść do nosa
Osobiście stosuję Krem uniwersalny z Oriflame. Bardzo dobrze radzi sobie z leczeniem
podrażnionej skóry i przy okazji nie ma żadnego drażniącego
zapachu. No i można go stosować do wielu innych ról także przy
najlepszym zdrowiu.
Kleenex
Wiem, chusteczki to nie taki znów
sposób na chorobę, raczej oczywista oczywistość, ale... Nie piszę
tu o zwykłych chusteczkach. Ponieważ także w kwestii podrażnień
nosa lepiej zapobiegać niż leczyć, opiszę moje absolutne
odkrycie: Kleenex, balsam (z wyciągiem, z nagietka). Są cudowne i mój nos je uwielbia. To są
jedyne znane mi chusteczki z datą przydatności do "spożycia"
Wszystko dzięki składowi
tytułowego balsamu.
Nawet podam:
Parafinnum Liquidum,
Ceresin, Stearyl Alcohol, Isopropyl Palmitate, Dimethicone, Calendula
Officinalis, Tocopherol.
Nie jestem ekspertem, ale zapewne
jest się do czego przyczepić. Już sama parafina wywołuje u mnie
zwykle
fot. Ślubny |
Jakie są Wasze sposoby? Przede
wszystkim, co na to moja Farmaceutka i moja Pani Doktor? A nawet moja Pani Weterynarz?
No, to trzymajcie się ZDROWO!
Od dzisiaj choruję tylko i wyłącznie w stylowej piżamce:-)
OdpowiedzUsuńmiło, że do mnie wpadłaś i że program szukania pasji Ci się spodobał ;) No i ćwiczenie z wdzięcznością. Odnosząc się do twojego tekstu. Rosół ma moc ze względu na acetylcysteine (wciąż nie wiem jak to się pisze po polskiemu:)), a do krupniku warto wrzucić kaszę jaglaną, bo fajnie osusza ze śluzu i jest bardzo zdrowa. sposoby super ;) zdrówka życzę ;)
OdpowiedzUsuńĆwiczenie przede wszystkim! :) A krupnik zawsze z jaglaną! Ha! Wiedziałam, że mój organizm wie, co dla niego dobre :)
Usuńjak najbardziej zgadzam się z Twoimi metodami, też tak często robie :) z takich metod polecam jeszcze tran :)
OdpowiedzUsuńO rety... Oby w tabletkach ;)
Usuń