Etykiety

środa, 4 grudnia 2013

sen dziewczynki...

fot. Ślubny
Byłyście kiedyś w swoim życiu księżniczkami? Na balu przebierańców, podczas zwykłej dziecięcej zabawy, z jakiejkolwiek innej okazji? Ja nigdy nie byłam. W sumie nigdy nie chciałam. Zawsze byłam i chciałam być po prostu taką zwykłą dziewczyną. Bez manii wielkości i blichtru.
Widziałam siebie raczej jako Anię z Zielonego Wzgórza niż jakąś disneyowską księżniczkę (co nie znaczy, że nie lubiłam bajek Disneya). Jakiś czas temu oglądałam z rodzicami archiwum domowe: imprezę, na której moja ciotka zdobyła tiarę. Nie wiem nawet z jakiego powodu. Pamiętam ją dobrze. Kiedy byłam mała takie tiary to było COŚ. Powiew luksusu i amerykańskiego sukcesu ;)  Jednak mnie jakoś nie pociągały. Jasne, były ciekawe, świecące (mała dziewczynka to bądź co bądź także sroka), ale nigdy nie wzbudzały we mnie pożądania. Ale obejrzałam to archiwum i coś nowego we mnie zabrzmiało. Odrobina kiczu zawsze wskazana.


 Zaczęłam śmiać się sama z siebie. Coś mnie w życiu ominęło, jakieś doświadczenie pozostało dla mnie obce. Nawet na ślubie nie miałam tiary – piszę „nawet”, bo miałam w klasie takie koleżanki, które już na studniówce paradowały w takim ustrojstwie. Odbierałam to zresztą zdecydowanie negatywnie, ALE... Jak już pisałam, zagrało we mnie coś nowego. Bo właściwie, dlaczego nie miałabym być księżniczką?! Halo! Kto niby inny rządzi moim życiem? A jak już rządzę, to ustrój mogę sama wybrać. I wybrałam. W końcu każda z nas powinna czuć się księżniczką. Wiecie, taką bez zadzierania nosa, ale jednak księżniczką – najważniejszą. Jeśli nie dla kogoś, to dla samej siebie. Traktować się po królewsku! Znów: nie mylić z szukaniem służby ;) A skoro tak, to tiara jednak być musi! Ja zostałam księżniczką! Kupiłam tiarę!

fot. Ślubny
Tak, jestem szalona i bardzo mi z tym dobrze, takie prawo monarchy. Zakładam ją do swoich domowych dresików i się cieszę. Niech wszyscy wiedzą, z kim mają do czynienia. Wszyscy, znaczy się Ślubny i kot. Paradować w niej na zewnątrz to jednak nie zamierzam, jeszcze mi z głowy spadnie.
Miło jest jednak poczuć się księżniczką. Co prawda pewna włochata potwora chce mnie zdetronizować, ale się nie dam! Polecam wszystkim kobietkom! Koniec końców, przynajmniej grzywkę dobrze trzyma, więc garnki zmywać i łatwiej, i ładniej – tak po królewsku ;)
fot. Ślubny

7 komentarzy:

  1. Kiciowa jest obłędna jako monarchini!:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedyś na balu przebierańców w przedszkolu byłam delfinem, więc trochę daleko mi do księżniczki : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysłowo :) Być królową we własnym domu to jest to! A kicia też pięknie wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hehe, najbardziej spodobało mi się zmywanie garów w koronie :) Ja zawsze byłam wróżką :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja byłam przebrana za księżniczkę w szkole podstawowej, miałam też okres w życiu, kiedy chciała należeć do rodziny królewskiej (wynikało to bardziej z fascynacji Wielką Brytanią, aniżeli z czegokolwiek innego), ale ani teraz, ani nigdy wcześniej się nią nie czułam. A tiary, choć nigdy żadnej nie miałam, zawsze mi się podobały. :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...