Etykiety

czwartek, 24 września 2015

Jak dbać o kota?


Podstawy kociej pielęgnacji okiem moim i Franciszki.  W porozumieniu z lekarzem weterynarii. A także słów kilka o tanim, ekologicznym „żwirku” do kuwety.


Jeśli jesteś właścicielem kota – zapewne nie są to dla Ciebie sprawy szczególnie nowe, ale zawsze warte odświeżenia. Jeśli zaś nie masz czworonożnego przyjaciela, sprawdź, czy nie powinieneś ;)

Zasadniczo uważa się, że trzymanie w domu kota jest znacznie mniej problematyczne niż posiadanie psa. Można bronić tego stanowiska, zależy to jednak od naszego ogólnego podejścia do zwierząt w mieszkaniu. Jestem przekonana, że niektórzy bardziej dbają o np. świnki morskie niż inni o psy. Niemniej jednak, posiadanie kota ma zdecydowanie takie cechy, które niektórym wydają się być dużymi zaletami. Dlaczego piszę, że się wydają? Ponieważ nie ma rzeczy idealnych dla każdego, zwierząt też nie. Koty zdają się potrzebować mniej uwagi – nie trzeba wychodzić z nimi na spacery i są w stanie zająć się sobą przez długi czas, bez zaangażowania właściciela. Są po prostu wielkimi śpiochami ;) Jednak to, co dla jednych jest zaletą, dla innych będzie wadą. Nie trzeba wyprowadzać kotów na spacery (choć można), a dla niektórych konieczność wychodzenia z psem może być świetną sprawą i motywacją do zdrowszego stylu życia. Nie każdy też lubi kocią niezależność. Jeśli jednak wydaje Ci się, że kot jest zwierzęciem dla Ciebie, bo wymaga tak niewiele zaangażowania – prawdopodobnie nie powinieneś jednak go posiadać.

Właścicieli psów obowiązuje znacznie więcej zasad. Przepisy regulują takie kwestie jak szczepienia (obowiązkowe przeciwko wściekliźnie), kontrolę nad zwierzęciem – zapobieganie szkodom, zwłaszcza pogryzieniom, w środkach transportu spotykamy przepisy dotyczące ich przewozu. Może się więc wydawać, że z kotem jest łatwiej, bo „nic” nie trzeba. Trudno mi stwierdzić, czy przepisy milczą o kotach, bo psy są zwyczajnie bardziej popularne, czy też psy wchodzą w większą interakcję z resztą społeczeństwa i wymaga to regulacji. Jednak z punktu widzenia właścicielki kota, jest to tak naprawdę... wada. Kiedyś podróżowałam z Franciszką pociągami. Zawsze stanowiło to problem. Zdarzało się, że co innego słyszałam na temat jej przewozu (i opłaty za niego) w kasie, co innego u konduktora. Właściciele psów mieli po prostu łatwiej. Mogli nie zgadzać się z sensownością istniejących regulacji, ale wiedzieli, jak się zachować. Czy przestrzegali tych przepisów – to już inny problem, ale wiedzieli, na czym stoją. Je jechałam w ciemno i każdy mógł mi wmówić jakieś wykroczenie. Poza tym, po prostu uważam, że pewne kwestie powinny być regulowane prawnie. Niestety, jest zbyt wielu nieodpowiedzialnych właścicieli zwierząt. Odpowiednie przepisy zapewne nie sprawiłyby, że tacy ludzie zmądrzeją, jednak ułatwiłyby egzekwowanie pewnych spraw.

Kontrowersyjna jest kwestia szczepień. Tak ludzkich, jak i zwierzęcych ;)Nie lubię jednak popadać w skrajności. Uważam, że są szczepienia niezbędne i takie, które służą bardziej do nakręcania dochodów. Nie oszukujmy się, przemysł farmaceutyczny to wielki biznes. Ja i Kiciowa (jaki pan, taki kram,mówią) nie przepadamy za wizytami u lekarzy, że o kłuciu nie wspomnę. Nie znaczy to jednak, że beztrosko zbywamy temat milczeniem. A jednak nie szczepię kota. Dla niektórych może to być wyznanie niemal obrazobórcze, dla innych znów całkiem normalne.  Dlaczego więc nie? Franciszka jest kotem, który zupełnie nie wychodzi z domu – nawet ze mną na smyczy. Bywa jedynie transportowana do samochodu i stamtąd znów do kilku „zaprzyjaźnionych” domów. Nie wykluczam, że dziś podjęłabym inną decyzję w tej sprawie – mamy w końcu kontakt  z wychodzącą kotką moich rodziców. Jednak Frania nie jest młodym kotem. Włączanie jej szczepień teraz mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku. Staram się jednak wnikliwie obserwować kotkę, a w razie potrzeby nie szczędzę sił i środków. A należy pamiętać, że to mogą być całkiem konkretne środki. Kiciowa jest dość zdrowym i odpornym egzemplarzem – to też półdachowiec i omijają ją niektóre, typowe pewnym rasom (szczególnie pseudochodowlanym) dolegliwości. Mimo to nie są nam obce tabletki, zastrzyki, pobieranie krwi, usg i operacje. Jeśli mamy zwierzaka, trzeba się z tym liczyć

Na co dziś zaszczepiłabym kota? Lekarze weterynarii zalecają przede wszystkim szczepionkę na podstawowe choroby zakaźne (koci katar, panleukopenia, kaliciwiroza). Ewentualnie także chlamydioza. Te brałabym pod uwagę. Inne bym odpuściła, ale mam kota domowego. Gdyby wychodził, dorzuciłabym więcej. Sama z siebie polecam wściekliznę – jeżeli Twój kot chodzi samopas, poluje, a dodatkowo, bezwzględnie jeśli mieszka w pobliżu większego parku lub lasu. Weterynarze polecają też szczepienie przeciwko kociej białaczce – zwłaszcza u terytorialnych, niekastrowanych kocurów (a nie jestem ich zwolenniczką) i kotów wystawowych. Warto jednak wcześniej sprawdzić, czy kot już nie jest nosicielem. Radziłabym kierować się w tu własnych rozumem, ale biorąc pod uwagę dobro kota, nie portfela. Ilu weterynarzy, tyle opinii, niektórzy pewnie zalecają rokroczne powtarzanie całego pakietu szczepień. Jednak każdego kota trzeba rozpatrywać indywidualnie. Sczepienia nie są przecież takie różowe, a w gabinetach rzadziej już usłyszymy o możliwości wystąpienia mięsaków poszczepiennych. Po prostu, wszystko ma dobre i złe strony, każdy musi rozważyć, które przeważają.

Co z odrobaczaniem? Znów bardziej pilnujemy w tym temacie psów, które po prostu z racji obowiązkowych szczepień na wściekliznę regularniej odwiedzają weterynarza. A o koty również należy w tym względzie zadbać! Zdecydowanie też (w obu przypadkach) powinno być ono częstsze niż raz do roku. Chyba że kot nie wychodzi. Wówczas może być raz – dwa razy w roku. Wychodzące co 2 miesiące. Dlaczego należy odrobaczać kota, który nie ma kontaktu z zewnętrzem? Choćby dlatego, że my go mamy. Kto wie, ile nieproszonych gości przynosimy do mieszkania na własnych butach? A koty, jak to w bajkach – lubią towarzystwo butów. Franciszka bardzo często przytula obuwie nasze i naszych gości :)

Reszta opieki sprowadza się do codziennej pielęgnacji i uważnej obserwacji. Każda zmiana w zachowaniu i w wyglądzie powinna być dla nas sygnałem alarmowym. Powinniśmy czuć zaniepokojenie nie tylko, gdy kot więcej pije, czy jest apatyczny, ale także, gdy bez wyraźnego powodu zmienia swoje zwyczaje. Nawet załatwienie się poza kuwetą może nie być oznaką kociej niesubordynacji lecz problemów z drogami trawiennymi czy moczowymi. 

Franciszka z Furminatorem


Czesanie kota powinno następować w zależności od długości sierści i rodzaju kocich aktywności. Kąpiele, wbrew obiegowej opinii, także nie są zbędnym elementem pielęgnacji. Koty kąpać można, czasem wręcz trzeba. Długowłose rasy można też ścinać. Pamiętajmy, że latem, ale też zimą - w mocno ogrzewanym mieszkaniu, może im być po prostu ciężko. Zdecydowanie zaś nie można dopuścić do powstawania kołtunów. Są nie tylko nieestetyczne, mogą powodować dyskomfort zwierzaka, a także poważne konsekwencje dermatologiczne. Co jeśli kot nie lubi czesania? Hmm... mogłabym odpowiedzieć pytaniem: a co jeśli dziecko nie lubi czesania? Jakoś dla większego dobra trzeba z nim powalczyć i liczyć na to, że przywyknie. Przekupstwa są wcale wskazane. Należy pamiętać, że niewytłumaczone pogorszenie się stanu okrywy włosowej może świadczyć o problemach z nerkami. Istotne jest też pozbywanie się połkniętych kłaczków. Można ułatwić to kotom dając im dostęp do trawy lub podając specjalne pasty, które roztapiają zalegającą w żołądku sierść – ta wersja jest nieco mniej problematyczna, nie wymaga od nas sprzątania ;)

Co do pazurków, zdecydowanie należy je kontrolować i zapewnić możliwość ścierania. Drapak jest nie tylko najlepszym przyjacielem Twojego kota, jest też najlepszym przyjacielem Twoich mebli i dywanów. Obcinanie pazurków jest zaś, moim zdaniem, dogodnością raczej dla właściciela niż zwierzaka. Należy to bezwzględnie robić, jeśli kot sam nieprawidłowo ściera pazury, ale też należy się powstrzymać, gdy kot wychodzi na zewnątrz. W końcu to jego broń. Obserwujemy też oczy, uszy i zęby, jednak odradzam gmeranie w tych miejscach na własną rękę. Generalnie wszelkie niepokojące objawy należy konsultować z lekarzem weterynarii. Koty mają to do siebie, że dość długo nie pokazują, że coś im dolega. Dlatego wnikliwa obserwacja i dobra znajomość zwierzaka są kluczowe.

Miski nie muszą być piękne, ale czyste! Nie tylko w znaczeniu wyjedzonych do czysta ;)


Istotne jest także karmienie. Dieta musi być dobrze zbilansowana i nie zazębiać się zbytnio z ludzką. Nasze przysmaki rzadko są odpowiednie dla zwierzaków. Na rynku jest dostępnych mnóstwo karm, można też samemu przygotowywać zwierzakowi posiłki. Każdy musi tu wybrać wg własnego sumienia i zasobności portfela, pamiętając jednak, że nie zawsze taniej wychodzi to, co ma niższą cenę. Warto poczytać o prawidłowym żywieniu zwierzaka, zanim kupimy pierwszą lepszą karmę w supermarkecie. Szczególna uwaga należy się w tym względzie kotom starszym, przewlekle chorym i karmiącym kotkom. Dobrze wybierać dla nich, dostępne u weterynarzy, dedykowane karmy. Są droższe, ale mogą znacząco wpłynąć na zdrowie i komfort życia. Najistotniejsza wydaje się tu być jednak kwestia nie jakości, ale ilości jedzenia. Otyłość może u kotów doprowadzić do poważnych chorób – jak u ludzi, jednak koty są pod tym względem znacznie bardziej wrażliwe. Równie niebezpieczne jest też przegłodzenie kota. Kot musi jeść codziennie. Po 24 godzinach niejedzenia należy zgłosić się do lekarza. To może być nie tylko objaw pewnych chorób, ale też bezpośrednia przyczyna, więc trzeba szybko działać. Pamiętajmy też, by kot miał dostęp do świeżej wody. Nawet jeśli wybiera zupełnie nieświeżą - odstałą do podlewania kwiatków, lub hiperświeżą - jedynie bierzącą, powinien mieć wodę w miseczce. Kiciowa ma ich kilka - w różnych pomieszczeniach. I owszem - woli dwie inne wersje ;)

Żwirek roślinny

Kończy się temat, kończy się kot, naturalną koleją rzeczy dochodzimy do kuwety. Oczywiście mówimy w tym tekście o sprawach czysto fizjologicznych, bo psychiczne potrzeby kota, to całkiem odrębny temat. Przyjmujemy za najbardziej oczywistą oczywistość, że kuweta musi być czysta.  Na tym można by zakończyć tekst, ale obiecałam tani „żwirek”.wrzucam w cudzysłów, bo przecież zupełnie nie ma to nic związanego ze żwirem. Ani nawet z piaskiem. Zdradzę tylko jeszcze jedną ciekawostkę. Przynajmniej dla mnie było to zaskoczenie, ale też mam tylko jednego kota. Jeśli zaś macie więcej, należy mieć osobną kuwetę przypadającą na każdą kocią... powiedzmy głowę... i jedną dodatkową. Nie wiedziałam o tej zasadzie „plus jeden” :) Co do samego żwirku, wybór jest całkiem duży. W starych książkach o pielęgnacji zwierząt zapewne znajdziecie zapis, by do kuwety przynieść piasek z zewnątrz i wcale nie chodziłoby o sklep. Dziś piasek kupujemy i jest to kolejny wydatek, który akurat możemy nieco zredukować. Istnieje kilka rodzajów żwirku – o różnym stopniu zbrylania i pochłaniana zapachów. Chyba najbardziej popularne są betonitowe  Są też silikonowe i roślinne – takie trocinowe „bobki” wykonane z przemiału różnych roślin. Wszystkie dostępne w różnych przedziałach cenowych. Te ostatnie są najbardziej ekologiczne i można je utylizować w toalecie. Często też mniej się noszą po mieszkaniu, bo mają postać właśnie takich większych bobków, które nie przywierają tak do kocich łapek. Jak widać na zdjęciu, przypominają karmę dla gryzoni w rozmiarze XL. (Nie jest to zdjęcie kuwety, tylko pudła z zapasem ;) ) To niewynoszenie działa jednak tylko w wersji niezbrylającej, bo te tworzące grudki są bardzo drobne. Z takim wsypem dostawałam szału, stopień jego roznoszenia był ogromny.

Przez bardzo długi czas używałam żwirku betonitowego. Wydawał się być po prostu wygodny, dobrze się zbrylał i nieźle maskował zapach. Jednak miałam dość jego roznoszenia i on sam mnie nie przekonywał. Te bryłki „betonu” po prostu nie wydawały mi się najlepszym rozwiązaniem. Zaczęłam więc eksperymentować. Żwirek silikonowy zupełnie się nie sprawdził. Nie przekonał mnie pod żadnym względem i nie robiłam do niego więcej podchodów. Możliwe, że istnieje jakiś całkiem niezły tego typu wsyp, ale nie mam ochoty się już o tym przekonywać. Wypróbowałam więc żwirki roślinne – Cat’s Best – niezbrylający i zbrylający. Zostałam przy tym pierwszym, bo znacznie mniej się nosi. Nie jest to żwirek idealny. Takiego chyba nie ma. Mimo to polubiliśmy się. Największym problemem wydaje się być właśnie to, że się nie zbryla. Wręcz przeciwnie, pod wpływem wilgoci rozpada się na drobne wiórki. Nie mam z tym jednak kłopotu, musiałam tylko opracować sobie odpowiednią technikę wybierania ;) Wygodnie jest za to po prostu spuścić go w toalecie, co zresztą wcale nie zawsze robię, czasem wyrzucam go do kosza. Podoba mi się też jego naturalny, drewniany zapach (jak w tartaku) – żadne lawendowe, czy inne sztuczne zapachy tego nie pobiją. Wydajność także ma bardzo dobrą. A gdzie najtaniej kupić taki „żwirek”? Nie trzeba robić tego w sklepach zoologicznych. Robiłam tak, aż z okazji urządzania mieszkania, nie zaczęłam bywać w różnych marketach budowlanych. Ten sam produkt można tam kupić taniej, choć warto mieć samochód do jego transportu. W sezonie grzewczym widziałam go nawet na stacjach benzynowych. Można go też kupić w sieci, choć nbie sprawdzałam, czy się to opłaca. Zwykle biorę go po prostu gdzieś przy okazji. Funkcjonuje pod nazwą pellet i służy do opału :) Sprawdza się, wygląda i pachnie dokładnie tak samo. Kosztuje ok. 10 góra 15 zł za 10 litrów/15 kg i starcza na bardzo długo. Polecam :)

A Wy jak dbacie o swoje sierściuchy? O czym zapomniałam?

2 komentarze:

  1. Co zrobić gdy kot drapie meble zamiast drapak?

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie podziałało zabieranie kota, jak tylko drapał mebel, przenoszenie go do drapaka i kładzenie na nim kocich łapek. Warto też pokombinować z różnymi drapakami. Franciszka niektóre lubi, inne omijała zawzięcie - pomogła dopiero wymiana na inny. Teraz dla przykładu ma taki słupkowy, polubiła go w przeciwieństwie do poprzedniego także słupkowego, który był po prostu niższy. Można też spróbować specjalnych repelentów odstraszających koty i spryskać nim meble. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...