Etykiety

piątek, 15 sierpnia 2014

Sokoli wzrok



Okres dojrzewania nazwałabym czasem wzrostu. Wszystko wówczas znacząco rośnie. Rośnie nasza nienawiść do świata, rośnie nasz poziom stresu, bo nasze problemu rosną do niebotycznych rozmiarów. Szczęśliwie te rzeczy mijają. Jednak rosną też inne, ot na przykład pryszcze. Skutkiem jeszcze innych wzrostów zaś do końca życia kobiety korzystają z takich dobrodziejstw jak staniki czy kremy na rozstępy. Albo okulary. Bo czasem w pakiecie rośnie nam wada wzroku. Ja miałam właśnie to szczęście.
Nie ważne jednak, kiedy i w jaki sposób się wadę wzroku nabędzie, wypadałoby coś z nią zrobić. Oczywiście znamy też osoby, które lubią życie z dreszczykiem emocji. Na przystanku wolą do końca stać w napięciu, nie wiedząc, jaki autobus nadjeżdża. W szkole wolą ćwiczyć swoją domyślność, zamiast po prostu przeczytać, co jest napisane na tablicy. Ogólnie jednak przyjęło się wadę wzroku korygować, co szczerze wszystkim polecam. Metod jest oczywiście wiele od doraźnych po trwałe. Jakkolwiek cudownie byłoby pozbyć się wady, z moim zamiłowaniem do lekarzy i zabiegów lekarskich, może zdecyduję się na operację za jakieś 10 lat. Dlatego skupię się na 2 stosowanych przeze mnie metodach. Okulary i soczewki kontaktowe są najczęściej stosowane, toteż chętniej je porównam.
Szczęśliwie noszenie okularów przestało być obciachowe, wręcz stało się modne. Kiedy ja zaczynałam z nimi przygodę, jeszcze takimi nie były. W dodatku byłam chyba zbyt mało obeznana w temacie, żeby dobrać takie, w których wyglądałabym jak człowiek. A może po prostu moja nienawiść do świata urosła wówczas do takich rozmiarów, że nie zostawiła już miejsca na pewność siebie. W każdym razie, wiedziałam od razu, że się nie polubimy. Nie tylko dlatego, że czułam się w nich głupio, a powinnam mądro. Po prostu byłam na nie obrażona za sam fakt, że muszę ich używać. Bo wiecie, kiedyś nawet chciałam okulary nosić, ale w swoim dziecięcym umyśle zakładałam je do czytania, a nie do oglądania telewizji. Jakoś wszystko było nie tak. Kiedy więc tylko okazało się, że muszę nosić szkła na stałe, przerzuciłam się na soczewki. I był to bardzo szczęśliwy dzień, który pamiętam doskonale. Dziś jednak na oba zjawiska patrzę nieco inaczej.


Okulary.

 Do dziś nie darzymy się szczególną sympatią. Ogólnie do korekcji używam soczewek, ale mam też okulary i staram się po nie sięgać. Swoją drogą, jeśli korzystacie z soczewek, nie pomijajcie okularów. Powinniście nadal je mieć – nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać, ale o tym później. Co denerwuje mnie w okularach? Chyba wszystko, niestety. Zimą zaparowują, oślepiając Cię za każdym razem, kiedy z zewnątrz wchodzisz do nagrzanego pomieszczenia. Latem poci się od nich nos, robią się na nim otarcia i krostki. W dodatku nie zabezpieczają przed słońcem. Można to rozwiązać soczewkami fotochromowymi, ale te okropnie mi się nie podobają. Szkła tylko częściowo zaciemnione przywodzą mi na myśl ślepego pająka...
Do okularów trzeba się oczywiście przyzwyczaić – jak i do każdych nowych, mocniejszych szkieł. Nie jest to miły okres, za to pełen zawrotów głowy, u wrażliwych osób ewoluujących w mdłości. Ja długo nie mogłam się nauczyć chodzenia w nich. Zwłaszcza na zewnątrz. W dodatku, niby widzisz, a i tak jesteś w jakiejś części ślepy. Po schodach trzeba schodzić z głową w dół, żeby widzieć stopnie. W bok nie można patrzeć poruszając samymi oczami, tylko całą głową. Nie dość, że nie masz pełnego pola widzenia, to jeszcze te oprawki. Wiem, że to dziwne, ale ja mam tu jakiegoś fioła, bo ciągle widziałam oprawki. Stale skupiałam na nich wzrok, ciągle były w polu widzenia. Czasem miałam wrażenie, że robię zeza zerkając na noski. To było okropne. Teraz jakoś się do tego przyzwyczaiłam, ale też chodzę w okularach głównie po domu, niemal nie wychodzę w nich na zewnątrz. Zawadzanie rzęsami o szkła także mnie denerwuje (a już szczególnie późniejsze ich czyszczenie, bo okulary czyszczą się tragicznie,a brudzą szybko), czy unoszenie okularów podczas śmiechu, gdy opierają się nagle o kości policzkowe. Kolejną wadą było dla mnie to, że ograniczały moją aktywność. Basen w okularach? Taniec? Cokolwiek? Tego sobie nie wyobrażam! Nie zmienia to jednak faktu, że wiele osób okulary sobie bardzo chwali, moje odczucia wydają się im mocno wydumane i nie wyobrażają sobie zamienić okulary na soczewki. To wszystko kwestia mocno indywidualna.



Soczewki.

Byłam na nie po prostu bardzo zdeterminowana. Choć podejmując tę decyzję nie nosiłam okularów non stop, wiedziałam (jak się później okazało słusznie), że nie dam rady tak w nich chodzić. Wszystkie wady okularów przeważyły jedną, acz potężną wadę soczewek. Trzeba je zakładać na oczy. Bałam się tego panicznie. Zawsze byłam przewrażliwiona na punkcie oczu: jakieś kropelki - nie daj Boże, a gmyranie w oku to już w ogóle –zapomnij. Musiałam jednak spróbować i okazała się, że niesłusznie się bałam i bardzo szybko nauczyłam się je zakładać i zdejmować. No, okey za pierwszym samodzielnym razem dopiero po godzinie zorientowałam się, że próbuję włożyć soczewkę złą stroną, ale to inny problem.

 Dla mnie soczewki to idealne rozwiązanie. Kiedy miałam je na sobie po raz pierwszy, czułam się, jakbym odzyskała wzrok. Ale po latach widzę, że soczewki wraz z ich coraz większa dostępnością niosą ze sobą pewne ryzyko. Po pierwsze, przeraża mnie to, że może je kupić każdy. O ile na okulary trzeba mieć receptę, soczewki możesz sobie kupić o tak przy okazji zakupu szamponu. Bez żadnej konsultacji z okulistą! Wierzę, że tak nie robicie. Poza tym, sama długo miałam tylko soczewki. Moja okulistka nigdy nie zasugerowała, że powinnam mieć dodatkowo okulary, a mnie nigdy nie wydawały się potrzebne. Do czasu. Pewnego dnia obudziłam się z okropnie bolesnym, czerwonym, spuchniętym okiem. Zapalenie. Nie było mowy o zakładaniu soczewek i nagle zostałam na kilka dni ślepa!

 Dopiero też na własną rękę doczytałam, że należy po kilku latach zrobić dłuższą przerwę od ich użytkowania, a nie znam osoby, która by o tym wiedziała – spośród wielu znajomych noszących soczewki i korzystających z usług różnych okulistów. Najbardziej jednak bezpośrednią wadą noszenia soczewek jest to, że uniewrażliwiają oczy przyzwyczajone do obecności obcego ciała. Kiedy coś nam wpadnie do oka, możemy zwyczajnie tego nie czuć, łatwo więc o urazy. Za to jeśli coś się dostanie pod soczewkę – ból będzie ostry, bo będzie ona dociskać i znów łatwo o uraz. Problematyczne jest też gubienie soczewek. Nie zdarza się każdemu, ale może. Łatwo je wypłukać – w wodzie czy własnymi łzami. Mogą też wypaść, jeśli będziemy mocno pocierać oko, ale tego ogólnie nie należy robić ;) Zdarza się też (ale także przy naszym wspomaganiu) zawędrować pod powiekę, co również nie należy do przyjemnych.


Choć doświadczyłam tego wszystkiego, jestem bardzo zadowolona z użytkowania soczewek. Staram się dość często dawać oczom odpoczynek i zakładać okulary, ale nie wyobrażam sobie stałej zamiany. Jak już jednak wspomniałam, jest to kwestia indywidualna. Nie chcę nikogo na siłę przekonywać do zmiany. Jednak mogę przekonać do spróbowania. Wiele osób mówi mi, że nie mogłoby sobie zakładać soczewek i nawet nie próbują. Być może dużo tracą. Też się tego szalenie bałam, a tymczasem wcale nie jest to trudne, a komfort nieporównywalny. Apeluję też jednak o rozsądek. Decyzję o noszeniu soczewek należy podjąć wspólnie z okulistą, który nie tylko pomoże dobrać odpowiednie (nawet sama moc soczewek najczęściej nie pokrywa się z mocą szkieł), ale też wykluczy ewentualne przeciwwskazania. Nie zapominajcie też o okularach mimo wszystko – nawet jeśli okulista już o nich nie wspomni. Wiem, ze przy takim komforcie łatwo je zlekceważyć, ale nie warto. A teraz sięgajcie wzrokiem daleko! :)

3 komentarze:

  1. O tak ja też kiedyś oślepłam w związku ze stanem zapalnym i przymusem wygrzebania okularów ze starą (zbyt słabą) mocą szkieł. Od razu później poleciałam po receptę na nowe, porządne szkła, w których będę coś widziała. I tak, po domu staram się częściej chodzić w okularach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kojarzysz może na czym polegają szkła fotochromowe?
    To fajna opcja, a z tego co kojarzę, okulary nie stają się bardzo dużo droższe.
    Polega to na tym, że w normalnym świetle szkła są przezroczyste, ale w mocniejszym ciemnieją, czasem dość znacznie. Oczywiście mają też filtr UV.
    Wiem, bo moja mama takie nosiła i bardzo je sobie chwaliła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, kojarzę. Machnęłam się w tekście i zrobiłam z nich progresywne :) Już poprawiłam. Niestety właśnie nie podoba mi się ten efekt, ale to tylko kwestia estetyki, bo na pewno w kwestii komfortu są znacznie lepsze niż zwykłe szkła.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...