Etykiety

piątek, 16 maja 2014

Zielono mi

czajniczek do zielonej herbaty
fot. Ślubny
Czyli kilka słów o zielonej herbacie. Bez zbędnych wstępów. Uważana jest za najzdrowszą z herbat. Oczywiście niezupełnie słusznie, bo ponoć biała jest zdrowsza. Piszę ponoć, bo tak naprawdę, nie wiem, czy jest to dobrze zbadane, o ile w ogóle jest to „mierzalne”. Nieważne.
Zielona herbata różni się od czarnej procesem produkcji, nie rośliną z której pochodzi (jak niektórzy sądzą). Zielona nie jest poddawana fermentacji.
Ważny jest proces parzenia zielonej herbaty, co wielu ludzi niestety ignoruje (np. moja mama, którą serdecznie pozdrawiam, ale w sumie teściowa też, więc nie martw się, mamo :D ). Jeśli należycie do tej grupy, zmieńcie przynależność. Moja mama jest fajna, ale zielonej herbaty nie parzymy wrzątkiem, więc lepiej przyłączcie się do mnie. Jaką konkretnie temperaturą zalewać? Nie napiszę.

Po pierwsze i tak jej pewnie nie zmierzycie (chyba że macie lub jak ja chcecie mieć superczajnik, w którym można ustawić temperaturę). Po drugie, to zależy od gatunku. Trzymajmy się więc tego, że nie wrzątek, nie wchodzimy powyżej 90 stopni. Lepiej tez nalewać wodę z dość wysoka, żeby się lepiej napowietrzyła. Co do czasu parzenia – ten też jest różny w zależności od gatunku. Z reguły dłużej należy parzyć herbaty o całych liściach. W dodatku, w zależności od czasu parzenia, otrzymamy napar o odmiennych właściwościach: pobudzający (krótsze parzenie ok. 3 min.) lub relaksujący. Można ją parzyć 2 a nawet 3 razy i tu także każdy przypadek da nam napar o innym smaku i właściwościach. A to sprowadza się do tego, że nie należy zostawiać liści w kubku i tak pić. Warto zainwestować w sitka czy inne zaparzacze. Serio. Zwłaszcza jeśli wydaje się Wam, że zielona herbata jest gorzka. Nie jest, a przynajmniej nie powinna być, jeśli parzy się ją prawidłowo. Bo, oczywiście, jako smakosze, zapewne nie pijecie herbat w torebkach, prawda? Jeśli uważacie, że to obojętne, to napiszę tak: wolę kupić i pić coś co widzę, a nie zmieszaną zamkniętą „sieczkę”, w której może być wszystko. Nawet jeśli wcale tak nie jest, nie kupuję kota w worku (Franciszka mi wystarczy).
Teraz powinna nastąpić lista pozytywów wynikających z picia zielnej herbaty. Tak? Tylko widzicie.. Tych potencjalnych zalet jest mnóstwo, tylko problem w tym właśnie, że są potencjalne. Nie chodzi o to, że chcę im wszystkim zaprzeczyć, ale... Wiecie, dobra reklama napędza rynek. Znów, nie twierdzę, że zielona herbata nie robi nic dobrego, ale przeraża mnie skala zjawiska. Kiedy szukałam informacji na ten temat (bo tak sobie założyłam, że napiszę „wszystkie” zalety, których wcale nie znałam), natknęłam się na taki natłok informacji, że moją refleksją było „współczuję myszom”. Ten cały szał na zieloną herbatę rozpędził maszynę badań. W dodatku ich wyniki wcale nie są jednoznaczne. Jak sam dobry wpływ jej picia w ogóle, bo pojawiła się tu niebezpieczna informacja, że liście tej herbaty mogą zawierać ołów, który zdrowy bynajmniej nie jest, a pijąc taką herbatę możemy truć nim swój organizm. Tutaj rozwiązaniem miałoby być picie herbaty jednak z torebek – bo te miałyby być dobrym dla ołowiu filtrem – i unikanie herbat z Chin. Teoria z torebkami wydaje mi się naciągana, bo jak ołów, który według tych badań wchłania się w liście rośliny ze skażonego środowiska, miałby się zatrzymać na takiej torebce? Zwłaszcza, że „esencja” herbaty się na niej nie zatrzymuje. Ale nie kłócę się, może faktycznie jest dobrym filtrem, w końcu co metal, to nie herbata.
Koniec tej dygresji, wracajmy do badań. Serio, żal mi tych myszy. Tak wiele osób się bulwersuje, że testuje się na zwierzętach kosmetyki, a tymczasem nawet „zwykła” herbata sprawia, że trzeba je męczyć. I o ile jeszcze rozumiem, że sprawdza się jej działanie na komórki rakowe – o tyle może przynieść wymierne korzyści, to sprawdzanie czy działa odchudzająco... Serio? Trzeba do tego stada myszy? Jakoś i bez nich zapewniam, że picie zielonej herbaty, ani łykanie tabletek z jej ekstraktem nie uwolni świata od otyłości. Nawet jeśli pomaga, to nie zrobi tego za Was. Więc jeśli pijecie ją, by schudnąć – super – o ile oczywiście poza tym ćwiczycie i jecie racjonalnie (w szerokim znaczeniu).
Okey, teraz mogę opisać potencjalne (!) korzyści picia zielonej herbaty, czyli te bardziej, mniej (a może i wcale nie) udowodnione.


Właściwości zielonej herbaty:

  • Wspomaga metabolizm oraz zwiększa spalanie tkanki tłuszczowej, pomagając kontrolować masę ciała. Poprawia też wrażliwość na insulinę i tolerancję glukozy.
  • Redukuje poziom złego cholesterolu.
  • Zmniejsza ryzyko zachorowania na choroby serca – obniża ciśnienie i wzmacnia naczynia krwionośne, ma działanie antyzakrzepowe.
  • Zapobiega różnym rodzajom raka.
  • Powstrzymuje choroby Alzcheimera, Parkinskona oraz stwardnienie rozsiane.
  • Zapobiega artretyzmowi.
  • Bardzo dobrze wpływa na skórę (stosowana zewnętrznie w okładach), podobnie pomaga na zapalenie spojówek i powiek.
  • Zapobiega próchnicy, wzmacnia kości i zęby.
  • Wspomaga wydalanie toksyn z organizmu.
  • Wspomaga koncentrację.

Wszystko to dzięki bogactwu zielonej herbaty. Zawiera antyoksydanty, garbniki, mnóstwo minerałów i witamin. Wszystko może jednak działać na dwa fronty i zielona herbata także ma swoje wady. I nie mówię tu o wadach nabytych, jak wspomniana wcześniej możliwość zawartości ołowiu.

Wady zielonej herbaty:

- Ze względu na działanie antyzakrzepowe nie należy pić jej przed zabiegami medycznymi.
- Osadza się na zębach bardziej niż czarna herbata.
- Zmniejsza absorbcję żelaza.
- Może działać toksycznie na wątrobę.
- Szczególnie powinny na nią uważać kobiety w ciąży – nie tylko ze względu na zagrożenie anemią czy zawartość kofeiny, ale przez zmniejszenie wchłaniania kwasu foliowego prowadzące do rozszczepów kręgosłupa u dziecka, czy mutogenne działanie flawonoidów, prowadzące do ostrych białaczek u niemowląt. Oczywiście mówimy tu o bardzo dużych ilościach zielonej herbaty, w niewielkich może być wskazana.

W sieci krąży wiele informacji, często sprzecznych. Czytając wady można się nieźle wystraszyć, ale nie róbcie tego, bo nie zniechęcanie było celem tego tekstu. Apeluję tylko o rozwagę. Owszem, należy spożywać dużo płynów w ciągu dnia, ale większość powinna stanowić woda. Nie warto zastępować jej 2 litrami zielonej herbaty, bo „jest taka zdrowa i pomaga w odchudzaniu”.
Zaznaczam, że nie korzystałam z żadnych naukowych tekstów ani wyników badań, choć niektóre teksty do nich odsyłały. Bardziej interesowały mnie łatwo dostępne informacje, bo na nich bazuje większość ludzi. Poza tym z badaniami też bywa różnie, warto do nich podejść z głową. Ich wyniki nigdy nie są w 100% jednoznaczne, a czasem mogą być wręcz zależne od tego, kto za nie zapłacił. Spożycie herbaty jest duże, to naprawdę dochodowy rynek – w Stanach mówi się o miliardach dolarów. Tymczasem, niestety wydaje mi się, że na raka chorują tak samo osoby które zieloną herbatę piły pasjami i takie, które nigdy jej nie wypiły. Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby faktycznie na niego wpływała, ale póki co nie jest to pewne, poza tym wpływa na to jeszcze wiele innych czynników. Nie liczmy też na to, że schudniemy, bo pijemy hektolitry zielonej herbaty. Zwłaszcza jak zapijamy nią ciastko.
Ja piję, bo lubię. Piję liściastą, bo taką wolę i mam wesołe zaparzacze, których lubię używać. I nie przesadzam z nią, bo we wszystkim warto zachować umiar. Ale też wierzę, że jest zdrowa. Może nie aż tak, jak wielu by chciało, ale jest. Bardzo ufam w działanie naturalnych środków (mam nadzieję, że moja kochana farmaceutka mnie za to nie wyśmieje). A przede wszystkim na pewno jest zdrowsza od wszelkich gotowych napojów. Wiecie jest reklama i są działania konkurencji ;) Więc po prostu pijcie, jeśli macie ochotę, ale nie na siłę i nie na potęgę.

3 komentarze:

  1. Dzięki za rady dotyczące parzenia zielonej herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszne uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie zastanawiałam się dlaczego zielona herbata ma być dobra, za to teraz poczytała o jej plusach i już wiem:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...