fot. Ślubny |
Zbliżają się Walentynki. Ten dzień ma mnóstwo zwolenników i przeciwników. Co ciekawe, do tej drugiej kategorii zaliczają się także (w niemałej liczbie) nie single, lecz osoby pozostające w związkach. Trochę mnie to dziwi. O ile nie zamierzam nikogo namawiać, by Walentynki polubił, o tyle warto zadać sobie pytanie, dlaczego właściwie tyle osób deklaruje, że ich „nienawidzi”... Rozumiem singli (z wyboru czy z przypadku), mogą ich wszędobylskie serduszka faktycznie drażnić. Ale osoby z kimś związane? Często słyszę, że to bardzo komercyjny dzień. No przepraszam, a przykładowo Boże Narodzenie, to niby zupełnie pozbawione wszelkiej komercji? Przecież to od nas zależy na ile damy się tej komercji ponieść. Jeszcze bardziej nie trafia do mnie inny, szalenie częsty zarzut: codziennie powinniśmy sobie okazywać miłość, nie jakiegoś specjalnego dnia... Oczywiście, powinniśmy. Co nie znaczy, że któregoś dnia nie możemy celebrować bardziej. Jakoś niewiele osób ma coś przeciwko rocznicom ślubów itp. Wiem, że to nie to samo, co odgórnie „narzucony” dzień, w którym brakuje indywidualności. Powiedzcie mi jednak z ręką na sercu, że każdego jednego dnia „celebrujecie” Wasz związek. Tak? No, to muszę przyznać, że para z Was zaiste wyjątkowa Wydaje mi się, że jednak większość par żyje w tym samym co ja, zaganianym świecie, w którym często zapominamy, że powinniśmy być dla siebie mili na co dzień. Za to gdzieś od początku lutego przypominają to głośno wszyscy przeciwnicy Walentynek . Ciekawa jestem, czy faktycznie pamiętają o tym w pozostałą część roku i się do tego stosują. Oczywiście, spontaniczne okazywanie uczuć drugiej osobie jest wspaniałe, ale nie sądzę, że należy od razu negować taki dzień.
Lubię świętować: tak samo kiedy mam do tego okazję, jak też spontanicznie. Nie przeszkadza mi komercja Walentynek. Wolę się z niej śmiać, niż psuć sobie humor z tak błahego powodu. Jasne, uważam że wszędobylskie serduszka są tak samo durne i nachalne jak dekoracje bożonarodzeniowe w listopadzie, ale cieszę się jednym i drugim świętem. Odrzucam to, co mi się w nich nie podoba i świętuję, jak lubię. Nie kupuję superwypasionych prezentów (choć zawsze mam jakiś upominek – piszę to dla tych, którzy uważają, że to kobiety lubią Walentynki i zawsze „wymagają” z tej okazji prezentu, a same już nie koniecznie obdarowują; tak samo zdarza mi się zresztą dawać prezenty bez okazji – to do tych, co głoszą, że celebrować trzeba bez okazji, a nie tylko na silę, kiedy nam kalendarz przypomni). Lubię nadać temu dniu jakąś wyjątkową oprawę. Po prostu cieszę się tym dniem... Nie piszę już więcej, bo to miało być tylko słowem wstępu. Zastanówcie się, czy to naprawdę taki zły dzień? Czy nie warto poświęcić energii, którą wkładacie w jego negowanie, na zrobienie czegoś miłego dla Waszej drugiej połowy. (A nawet dla samych siebie, jeśli jesteście singlami – tak w ramach pielęgnowania miłości do siebie), jeśli koniecznie musicie się Walentynkom sprzeciwiać, zróbcie to „coś” np. 13 lutego, przy okazji odczarowując pechową trzynastkę
A jeśli już zdecydowaliście się
celebrować Wasz związek – w Walentynki czy nie, polecę Wam grę
dla dwojga. (Tak, w końcu dotarłam do tematu.)
Lubię gry, lubi je też Ślubny,
więc taki prezent wydaje się być naturalnym wyborem i to
z pożytkiem dla dwojga. No i gry nie są jednorazowe, więc celebrować możecie nie tylko
w Walentynki. Moja propozycja powinna trafić nie tylko do tych, którzy faktycznie lubią się z planszówkami. Ale o czym ja właściwe piszę?
z pożytkiem dla dwojga. No i gry nie są jednorazowe, więc celebrować możecie nie tylko
w Walentynki. Moja propozycja powinna trafić nie tylko do tych, którzy faktycznie lubią się z planszówkami. Ale o czym ja właściwe piszę?
Jeśli myślicie, że gry dla
dwojga to różne wariacje na temat rozbieranego pokera, to...
Zasadniczo macie rację Ale nie
martwicie się, nie polecę niczego takiego (lub martwcie się, jeśli
na to liczyliście). Tajemnica, miłosna gra dla par to
pozycja, która pozwoli Wam przez długi czas świętować związek.
(Słowo pozycja znów może tu być mylące.)
Powiedzmy, że jest to gra karciana, ale słowo gra w ogóle wydaje się tu być nieadekwatne. Nie ma tu wygranych, przegranych. Nie ma rywalizacji. Jest za to poznawanie siebie, są miłe gesty, budowanie więzi. W pudełku znajdziecie dwie talie kart: dla niej i dla niego. Na każdej jest zapisane zadanie do wykonania. Każdy losuje kartę i ma określoną ilość czasu na wykonanie swojego zadania. Nie ma ścisłych reguł. Można dowolnie modyfikować swoje zadanie, w zależności od naszych możliwości. Autorzy wręcz do tego zachęcają. Jest to więc kopalnia inspiracji.
Nie chcę przytaczać treści kart, mają one pozostać w końcu tytułową tajemnicą, nie powinno się także przeglądać kart przed ich losowaniem: jak tajemnica, to dla każdej ze stron. Przykładowo: karta z zadaniem dla kobiety każe przygotować partnerowi kolację przy świecach w przeciągu najbliższych trzech dni (z dopiskiem „i resztę waszego wspólnego życia”, bo jak wspomniałam, traktować to należy jako inspirację i zachętę do podobnych działań w przyszłości)...
Nie jest to prawdziwy przykład, jedynie wymyślony przeze mnie dla potrzeb wytłumaczenia. Zadania na kartach są znacznie mniej sztampowe: przynajmniej jak do tej pory nie trafiliśmy na takie tendencyjne ;) Zawsze podany jest też sposób zaproszenia. Może brzmi to banalnie, ale uwierzcie mi, że to naprawdę przyjemna „gra”. Zmusza do inwencji, do okazywania sobie zainteresowania na co dzień i jest po prostu inspirująca. To 54 karty z propozycjami spędzenia wspólnego czasu, czy zrobienia czegoś miłego dla drugiej osoby. Czyli świetna rzecz dla tych, którzy lubią celebrować swój związek, niezależnie od dnia.
Szczerze polecam, potraktujcie to jak prezent, który możecie zrobić dla siebie jako pary, niekoniecznie na Walentynki
Powiedzmy, że jest to gra karciana, ale słowo gra w ogóle wydaje się tu być nieadekwatne. Nie ma tu wygranych, przegranych. Nie ma rywalizacji. Jest za to poznawanie siebie, są miłe gesty, budowanie więzi. W pudełku znajdziecie dwie talie kart: dla niej i dla niego. Na każdej jest zapisane zadanie do wykonania. Każdy losuje kartę i ma określoną ilość czasu na wykonanie swojego zadania. Nie ma ścisłych reguł. Można dowolnie modyfikować swoje zadanie, w zależności od naszych możliwości. Autorzy wręcz do tego zachęcają. Jest to więc kopalnia inspiracji.
Nie chcę przytaczać treści kart, mają one pozostać w końcu tytułową tajemnicą, nie powinno się także przeglądać kart przed ich losowaniem: jak tajemnica, to dla każdej ze stron. Przykładowo: karta z zadaniem dla kobiety każe przygotować partnerowi kolację przy świecach w przeciągu najbliższych trzech dni (z dopiskiem „i resztę waszego wspólnego życia”, bo jak wspomniałam, traktować to należy jako inspirację i zachętę do podobnych działań w przyszłości)...
Nie jest to prawdziwy przykład, jedynie wymyślony przeze mnie dla potrzeb wytłumaczenia. Zadania na kartach są znacznie mniej sztampowe: przynajmniej jak do tej pory nie trafiliśmy na takie tendencyjne ;) Zawsze podany jest też sposób zaproszenia. Może brzmi to banalnie, ale uwierzcie mi, że to naprawdę przyjemna „gra”. Zmusza do inwencji, do okazywania sobie zainteresowania na co dzień i jest po prostu inspirująca. To 54 karty z propozycjami spędzenia wspólnego czasu, czy zrobienia czegoś miłego dla drugiej osoby. Czyli świetna rzecz dla tych, którzy lubią celebrować swój związek, niezależnie od dnia.
Szczerze polecam, potraktujcie to jak prezent, który możecie zrobić dla siebie jako pary, niekoniecznie na Walentynki
W zasadzie takie karty można by stworzyć samemu i wpisać na nich to, co druga strona lubi najbardziej :)
OdpowiedzUsuńOwszem, chociaż brzmi to bardziej jak "kupony", tu fajny jest element zaskoczenia i warto się sprawdzić w takich wymyślonych zadaniach, odnoszących się do wielu "dziedzin" :)
UsuńJa przyznaję, że nie przepadam za Walentynkami ;). Ale nie z tych powodów o których wspomniałaś.
OdpowiedzUsuńMnie drażni ten walentynkowy kicz. Jak tak sobie myślę o kartkach walentynkowych, które w życiu otrzymałam, jak przypominam sobie te wyznania, wierszyki... Nie mogę się nadziwić, że jeszcze tego nie wyrzuciłam. Teraz też nie kręci mnie świętowanie tego dnia np. kinem i kolacją, choć w inne dni nic przeciwko kolacji i wypadowi do kina nie mam ;).
W sumie teraz sobie myślę, że moje podejście do walentynek jest podobne do podejścia do sylwestra - też go nie lubię. Nie lubię tego, że jest mi narzucone, że tej nocy mam imprezować i dobrze się bawić. Tak samo z walentynkami - w tym dniu mam celebrować związek. A jak mnie tego dnia facet wkurzy, to mam robić dobrą minę do złej gry, bo to walentynki? Już wolę te rocznice i inne takie bardziej osobiste okazje, ale już też nie raz się przejechałam na tym, że nastawiłam się na świętowanie, a coś pokrzyżowało nam plany i byłam strasznie rozczarowana (bo jak to tak, rocznica, a my nie świętujemy?). Chyba wolę celebrować ten związek bardziej spontanicznie ;)
Teraz ja się rozpisałam ;) a gra bardzo fajnie się zapowiada, chyba się za nią rozejrzę :).
Oczywiście, jak nie jest to "ten" dzień to nie ma się co zmuszać, świętowane nie może być na siłę, dlatego wole do tego podchodzić jak do możliwości: mogę dziś zabalować ;) A kiczu też nie muszę kupować i cieszę się, że Ślubny jest również na niego odporny i nie da sobie wcisnąć ;)
Usuńlubię to!
OdpowiedzUsuńZgdadzam sie z Tobą w kwestii walentynek i innych świąt, z których wieje komerchą. Przez narzekanie nic nie zrobimy z tym, a wkurzające niektórych ozdoby ze sklepów nie znikną (mi to akurat nie przeszkadza, ni mnie ziębi, ni mnie grzeje). Lepiej skupić się na swoim życiu i ewentualnym partnerze ;)
OdpowiedzUsuńa gra wydaje się ciekawa!
Dokładnie! :) Miłych Walentynek więc życzę :D
Usuńkomercja jest, ale wiele zależy od nas jak do niej podejdziemy ;)
OdpowiedzUsuń