bieszczadzki anioł ;) fot. Ślubny |
1) W
długi weekend, kiedy chcesz odpocząć od ludzkich twarzy na łonie natury.
Zapewniam, połowa narodu wpadła na ten sam pomysł.
2) Kiedy
czujesz w kościach, że jesteś raczej starszy niż młodszy... A konkretniej to w
stawach. Jeśli myślałeś kiedyś, że wchodzenie pod górę jest trudniejsze od
schodzenia, Twoje kolana mogą Ci pokazać, jak bardzo się myliłeś.
3) Jeśli
prognozy zapowiadają deszcze przez połowę czasu Twojego wyjazdu.
4) Kiedy
rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastują, że to nie jest dobry pomysł, nie
lekceważ ich.
Jeśli zachorujesz 2 tygodnie
przed planowanym wyjazdem i do dnia wyjazdu wypluwasz płuca, kaszląc – przemyśl,
czy jechać. Jeśli zaraz po przyjeździe uderzysz się w kolano tak, że zginanie
stanie się bolesne – może nie wychodź w góry. Kiedy stracisz pół soczewki (bez
żadnych w zapasie i oczywiście bez możliwości zakupienia nowych – i nie
pytajcie jak to jest możliwe „urwać” soczewkę na oku, najwyraźniej jest),
zamarzniesz tak, że nadwerężone wcześniej płuca zaczną sygnalizować, że koniec
jest bliski, będziesz w stanie się poruszać jedynie na prostych kolanach jak
RoboCop... Może pora podkulić ogon i wrócić?
Oczywiście, jestem bardzo
zadowolona z wyjazdu :) Mimo powyższych. A Ty? Ile jesteś w stanie poświęcić
dla wypadu w Bieszczady? :)
W takim razie już o nic nie pytam...
OdpowiedzUsuńda się z tymi soczewkami, oj da....
OdpowiedzUsuńDla takich widoków jednak warto się poświęcić.
OdpowiedzUsuńOj, znam te wszystkie złośliwości, które są na nie :P
OdpowiedzUsuń