Minął już rok, od kiedy jestem żoną. Rok od (cudownych – a
jakże!) ślubu i wesela. Jest to oczywiście świetny argument, aby
wszyscy zaczęli się żywo interesować „najprywatniejszymi”
stronami naszego życia. Któż tego nie zna? Kiedy dzidziuś? A czy
się tam coś rozwija (ze wskazaniem lub, nie daj Boże, głaskaniem
brzucha)? A czy aby na pewno się staracie, wystarczająco dobrze?
Technicznie mam opisać, ja się pytam? Ale nie będę się w to
zagłębiać, bo zębami zaczynam zgrzytać. I tak nie mamy źle.
Nasi rodzice chyba jeszcze nie ogarnęli tematu, że ich dzieci już
dorosły, więc i o wnukach tym bardziej nie myślą. Jest względny
spokój. A jakby co, mamy odpowiedź i na takie zaczepki – kredyt
:D. Póki co działa. Zakładam jednak, że gnębiciele wkrótce
doliczą się, że nie można odkładać rodziny na 30 lat...
W sumie najgorsze jest to, że
sama się czasem łapię na takich pytaniach. Tak bardzo już się
przyjęło, że niemal nietaktem wydaje się nie spytać młodej pary
o dzieci. A przecież jest zupełnie odwrotnie! Ale nie...Nie mamy o
czym gadać, a tu nagle, no przecież – czemu nie macie, kiedy
będziecie mieli itd. Bosz, co się stało z pogodą, narzekaniem czy
polityką?!
Ale miało być o rodzinie.
Kiedy sposób na kredyt nie działa, jest jeszcze jedna odpowiedź,
która może nie działa tak przekonująco, ale przynajmniej zbija
ludzi z tropu i zmusza do milczenia, nawet do przemilczenia wszelkich
komentarzy o braku powagi i dziwactwach. Otóż przecież mamy kota!
Kupy za przeproszeniem też robi a i karmić trzeba wcale nie
rzadko...
|
fot. Ślubny |
Kot idealny powinien być...W
zasadzie każdy jest. Ale... Mógłby być przedstawicielem jednej z
moich ulubionych ras. Tylko co z biednymi dachowcami? Więc jeśli ma
być „naj”...ach, ryży! Niestety, bywa czasem tak, że nie
człowiek wybiera kota, tylko kot wybiera człowieka. I tak właśnie
trafiła do nas Franciszka, w dodatku w momencie, który sama
wybrała, czyli dla właściciela najgorszy z możliwych. Ale to kota
wybór, więc ,nawet gdy znaleźliśmy jej nowy dom, już Kiciowej w
tym głowa, by zostać właśnie z nami. I jest. Już siódmy rok
niedługo. Ryża może nawet miejscami... Generalnie jednak brzydka
jak trzeba, do tego spasiona. Leniwiec, śpi całymi dniami z
przerwami na jedzenie. Jeśli już ma się bawić – to najlepiej
nocą, żeby nas budzić. Jest to też świetna pora na korzystanie z
kuwety – bomba biologiczna jest w budzeniu równie skuteczna.
Wszystko pazurami zaczepia i niszczy. Szkodnik, zero pożytku! Jak
mawia moja mama: „Nie miała baba kłopotu, sprawiła sobie kotka”.
Słowem – kochamy ją ogromnie!
|
fot. Ślubny |
Choć ciągle na nią narzekamy,
oczy bym wydrapała każdemu, kto chciałby ją skrzywdzić. Jest
najkochańszym kotulkiem na światulku całym! Poważnie, nie znam
takiego drugiego kota – przytulaka. Nie żeby była pieszczochem –
bynajmniej, ale jest szalenie do nas przywiązana. Kiedy musimy ją
na krótko zostawić – tęskni i często czeka pod drzwiami, a
potem się łasi. Kiedy zachorowała, przychodziła do mnie, jak małe
dziecko, przytulać się, choć wydaje się, że w takich sytuacjach
koty szukają raczej samotności. I nawet kiedy jest bardzo
wystraszona, nie wpada w typowy koci szał i bez problemu daje mi się
wtedy wziąć na ręce. Za to – kiedy czuje się niepewnie, nigdy
nie pozwala na to obcym. Kiedyś musiałam przyjeżdżać po nią ze
spotkania ze znajomymi, bo mój ojciec (byłyśmy wtedy na wakacjach
u rodziców) niechcący wypuścił ją na zewnątrz. Uciekła w kąt
i nikomu nie pozwoliła się zbliżyć, dopiero mi pozwoliła zabrać
się do domu.
I to jest właśnie idealny kot.
Kochający i kochany. Jesteśmy częścią jej stada, a ona naszej
rodziny. I póki co, to jedyne „dziecko”, jakie mamy. Nasza
Frania.
|
fot. Ślubny |
No to jak? Ktoś chce kupić
kota? ;)