Etykiety

poniedziałek, 28 października 2013

Po nieprzespanej nocy

fot. Ślubny


Po nieprzespanej nocy nie ma humoru. Po nieprzespanej nocy są przemyślenia – równie niewyspane i nieogarnięte jak sam myślący.

Kobiety mają ciężkie życie. Natury nie przeskoczysz, a to właśnie na nią zrzucam dziś winę, jej prawami sobie wszystko tłumaczę. Co przeszkadza mi spać i sprawia, że się budzę? Dźwięki. Co przeszkadza Ślubnemu? Światło. Przegrywam w tym rozdwojeniu. Znacznie łatwiej jest pokój zaciemnić, (co jednocześnie utrudnia mi znacznie wybudzenie się nad ranem) niż wyeliminować wszelkie dźwięki. Dlaczego taki podział tłumaczę sobie naturą? Bo jestem niewyspana ;). I tak sobie wymyśliłam, że to na pewno wina ludzi pierwotnych.

 Faceci szli polować wraz ze wschodem słońca lub dużym i jasnym księżycem. W nocy, w ciemności spali snem kamiennym, regenerując siły. Kobiety chroniły się w ciemnych jaskiniach wrażliwe na każde alarmujące dźwięki – czy to dzikich zwierząt, czy swoich osesków (to zwłaszcza do dziś pozostało – spytajcie jakąś matkę). Podrywały się na każdy niepokojący odgłos. Oczywiście nie jest to żadna naukowa teoria. To moja niewyśniona (niestety) spekulacja. Może u Was taki podział w ogóle nie działa. Co nie obala od razu mojej teorii. W istocie może po prostu wyewoluowaliście bardziej i jesteście bardziej dostosowani do dzisiejszych realiów. Nie przeszkadza Wam światło, bo podział na noc i dzień jest i tak zaburzony, szczególnie pod jego właśnie względem. Z dźwiękami tylko nieco gorzej, zwłaszcza u matek – wtedy natura o sobie przypomina i będzie jeszcze dopóki nie powstaną jakieś maszyny zajmujące się dzieckiem za nas – wiecie, taki ot mechaniczny nocny przewijak i karmiciel, i śpiewak kołysanek, i bujaczek, i co tam dodatkowo (nie wiem jeszcze, pewnie jak zostanę matką, dorzucę kilka(set) funkcji). Grunt, że u nas taki podział jest. Widzicie, trochę się tej nocy nie spało, skoro się miało czas na skonstruowanie całkiem spójnej teorii. ;)

Teraz dodatkowy paradoks mojej sytuacji. Żebyście dobrze się wczuli, musicie poznać Rycha. Nie żeby tak od podszewki, ale trochę jednak trzeba. Rychu więc – mój ojciec – jakiekolwiek miałby wady i zalety w przytomności swego umysłu, czyli za dnia, w nocy ma wadę jedną, podstawową – chrapie. Rychu, w dodatku, czy w spadku, przekazał swoje chrapiące geny swojemu synowi. Nie żeby mój brat chrapał od kołyski, ten zdradziecki gen ujawnił się po jakimś czasie. Rozumiecie więc, że po wyprowadzeniu się z domu, gdzie miałam niemal na wyłączność co noc kakofoniczny koncert na dwa głosy, miałam nadzieje na lepsze noce. Oczywiście, nic z tego. Każde moje mieszkanie mieściło się akurat przy straży/ policji/ szpitalu...

Jasnym jest też, że przy poszukiwaniach kandydata na męża istotnym kryterium było niechrapanie. Oczywiście, po takich przygodach już niemal przywykłam do myśli, że akurat mój Książę-Z-Bajki będzie akurat miał tę jedną wadę – w nocy będzie się przemieniał w żabę. Niekoniecznie zieloną i oślizgłą, ale na pewno rechocząco-chrapiącą. Więc czas na pytanie: czy Ślubny chrapie? Ano, nie chrapie. Tak: brawo, brawo. W żadną zieloną żabę też się nie zmienia, żeby nie było. W czym więc problem? Oczywiście, jak nie ma winnego, to wina spada na kota. Franciszka chrapie. Zaprzyjaźniona Pani Weterynarz wzrusza ramionami – „zdarza się”. No, oczywiście, że się zdarza – mnie! Winna jest oczywiście natura – bo Franciszka ma płaski nos – z natury właśnie.

fot. Ślubny

Kiciowa śpi sobie w najlepsze. Czy nie jest to zły kot?

fot. Ślubny

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...