W kilku słowach o prostym i przyjaznym dla środowiska sposobie na wykonanie pojemniczków do przechowywania przypraw.
W tym wypadku działając w sposób,
który lubię, zniosłam kilka swoich antypatii. Lubię robić różne projekty DIY.
Nie lubię natomiast: niepotrzebnego generowania śmieci, przechowywania przepraw
w zakupionych torebkach, ani kupowania rzeczy, za które muszę przepłacać. Zioła
i inne przyprawy trzymane w oryginalnych opakowaniach (o ile nie kupujemy
takich w słoiczkach) dość szybko wietrzeją. Dodatkowo generują nieporządek. W
gąszczu torebek ciężko znaleźć tę potrzebną, a ich zawartość łatwo się wysypuje
tam, gdzie nie trzeba. Najlepszym rozwiązaniem jest przechowywanie ich w
słoiczkach. Na rynku jest oczywiście sporo gotowych rozwiązań, jednak nie
znalazłam takich, które spełniałyby moje wymagania – w kwestii estetycznej i
praktycznej. Nie szukałam jednak długo, ponieważ znalazłam na to inne
rozwiązanie.
Chyba w każdym domu znajdzie się
materiał na takie pojemniczki. Kupujemy różne spożywcze produkty, pakowane we
wszelkiej maści i wielkości słoiczki. Zamiast je wyrzucać, można je
wykorzystać. U mnie najlepiej sprawdzają się w tym celu słoiczki po
koncentracie pomidorowym. Oczywiście,
przesypanie ziół do takich słoiczków, to jeszcze nie DIY, a jedynie (i aż)
recykling. Nie byłabym sobą, gdybym nie postarała się nadać przyjemniejszej
wizualnie formy. W tym wypadku także zdecydowanie bardziej praktycznej.
Słoiczki po produktach firmy Kamis – musztardach i ziołach - wyglądają pięknie, ale są mniej praktyczne. Zajmują więcej miejsca i trudno trzymać je w taki sposób, by widzieć wszystkie podpisy. |
Wszystkie słoiczki oczywiście
wymyłam i pozbawiłam etykiet. Zakrętki nadal jednak szpeciły, brakowało mi też
podpisu. Przy ilości używanych przeze mnie ziół, nie jestem w stanie wszystkie
rozpoznawać po wyglądzie, nie jest to też na dłuższą metę praktyczne. Dlatego
przykrywki musiały przejść metamorfozę. To się nawet świetnie składało, bo
właśnie w tym miejscu najchętniej widziałam podpis. Przechowuję przyprawy w zbiorczych
pojemnikach w szafce kuchennej. Kiedy wyciągam taki pojemnik, najłatwiej po
podpisie z góry znaleźć to, czego szukam.
Pokrywki pomalowałam białą farbą.
Próbowałam farby w sprayu i malowania pędzelkiem. Pierwsza daje ładniejszy
efekt, ale zajmuje znacznie więcej czasu, łatwiej też tą metodą pomalować coś,
czego nie zamierzaliśmy. Ostatecznie wybrałam więc farbę z puszki. Trzeba tylko
zwrócić uwagę, by nadawała się do metalu, a same nakrętki dobrze jest wcześniej
odtłuścić. Ja przetarłam je spirytusem salicylowym, może też być denaturat. Po
nałożeniu zadowalającej ilości warstw ( w przypadku sprayu więcej), dodałam
pasek farbą tablicową. To pozwala mi podpisywać zawartość, ale też dowolnie ją
zmieniać – w końcu nie wszystkie przyprawy należą do stałej puli.
Tym sposobem zdobyłam pojemniki na
miarę swoich potrzeb i nieco oszczędziłam środowisko. Pieniądze w sumie też, bo
koncentrat kosztuje niewiele (mniej niż dwa złote)i jest po prostu zużuwany, a
resztę potrzebnych materiałów miałam. Nawet jednak, gdybym musiała kupić farby,
wyszłoby taniej niż większość dostępnych w sklepach pojemników, no i mogę
pomalować jeszcze wiele innych rzeczy. Krótko mówiąc, frajda przy robieniu plus
sporo dodatkowych profitów ;)