Etykiety

środa, 13 listopada 2013

Dla czujących niedosyt

Znów chciałam odpowiedzieć krótko na komentarz i wyszedł mi poemat... Ciąg dalszy wpisu.


„Z większością się zgadzam, ale mam pytanie - dlaczego tylko facetów traktować jako odpowiedzialnych ludzi, którzy powinni nad sobą panować w każdej sytuacji? Sądzę, że kobiety również powinny szczycić się rozumem i czasem przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny - mam tu kilka takich ciekawych przypadkow z gazet, do których bym prosił, żeby też się odnieść:
- gwałt, jakiego dopuścił sie Julian Assange:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,8839949,Gwalt_czy__chwyt_ponizej_pasa____Guardian__ma_zeznania.html
- oraz takie przypadki:
http://ostrow.naszemiasto.pl/artykul/1882655,powiat-ostrowski-25-letnia-kobieta-oskarzyla-o-gwalt-17,id,t.html
http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,5820015.html
Bo ja tu też widzę problem, że oskarżenia o gwałt bywają nadużywane. Dziewczyna jest bardzo chętna zarówno przed jak i w trakcie, ale po fakcie się rozmyśla. Wtedy najprostszym sposobem na odzyskanie czci dziewiczej jest oskarżenie o gwałt.
Faktem jest, że od sprawdzenia tego jest policja i są też sądy, ale czasem zwłaszcza w Polsce trudno zaufać wymiarowi sprawiedliwości”.

Nie obwiniam facetów za wszystko, napisałam to chyba dość wyraźnie. Nie zwalniałam też kobiet z posługiwania się rozumem i brania odpowiedzialności za swoje czyny. Szczerze do tego zachęcam :) Pisałam za to, że żadna NORMALNA kobieta nie wnosi bezpodstawnie oskarżenia o gwałt oraz że zaburzone jednostki zdarzają się zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn. Nie każdy jest uczciwy, a fałszywe oskarżenie jest, oczywiście, także przestępstwem. Ale czy naprawdę składanie fałszywych doniesień jest tak popularne? O prawdziwych gwałtach pisze się mniej niż o takich  – bo to się lepiej sprzedaje. To trafia do publicznej wiadomości i zaburza obraz rzeczywistości. Piszesz, jakby to się zdarzało nagminnie. Jaki jest odsetek bezpodstawnych oskarżeń dotyczących zgwałceń? Nie sądzę, że duży. I ile z nich było faktycznie bezpodstawnymi, a nie tylko takimi, których nie udało się udowodnić? Ile doniesień wycofano nie dlatego, że nie były prawdziwe, tylko dlatego, że poszkodowana, która chce dojść do siebie po czymś takim, trafia na mur? Przesłuchania, składanie zeznań – to jest bardzo trudne w takich sytuacjach. Tymczasem trafiasz na policję, gdzie nikt nie zadba o Twój komfort psychiczny i w dodatku roi się tam od ludzi takich jak dr Boćkowski, którzy powinni obiektywnie zająć się sprawą, ale są przeładowani stereotypami i uprzedzeniami. Jestem pewna, że podczas takich zeznań padają pytania o strój, o alkohol itd. Może wtedy taka kobieta widzi, że nie ma szans niczego udowodnić. Mało tego, może sama zadaje sobie pytanie, czy nie zawiniła. To jest straszne, bo społeczeństwo sprawia, że nawet poszkodowane kobiety same o sobie myślą jak o współwinnych. A takimi nie są! Nikt jakoś nie usprawiedliwia „kiboli”, którzy pobili zwolenników przeciwnej drużyny. Nikt przykładowo nie wmawia pobitym, że sami się o to prosili.

Tutaj tak jest i jest to zakorzenione do tego stopnia, że w sytuacji, kiedy poczucie wartości ofiary jest i tak mocno zachwiane, ona sama zaczyna wierzyć w swoją winę. Bo tak, piła alkohol (jak niemal 100% innych kobiet w barze, których mimo to nie zgwałcono), miała na sobie sukienkę (również podobnie jak inne), rozmawiała ze znajomymi – dlaczego miałaby tego nie robić. Faktycznie, w tej perspektywie zrobiła tylko jedno, by uchronić się przed „porandkowym gwałtem”: powiedziała „nie”. Dlaczego tyle osób uważa, że to zbyt mało i dopatruje się winy w takich zachowaniach?
Jeśli chodzi o przytoczone artykuły – są idealne. Tendencyjne, o minimalnym przekazie informacji, kierujące czytelnika do jednego wniosku właśnie za pomocą stereotypów. Nikt nie opisuje w prasie historii o tym, jak ktoś kogoś przymusił do stosunku na imprezie. To się nie sprzeda. Ale jak już mamy słynną osobę lub da się zrobić historię kuriozalną? Czy naprawdę dowiadujemy się z tych artykułów, że te kobiety nadużywają oskarżeń o gwałt? W żadnej z historii nie możemy mieć w 100% pewności, że do gwałtu faktycznie nie doszło. Nie mamy żadnych rzetelnych informacji, co zaszło, ani na jakiej podstawie policja uznała, że nic nie zaszło. Mamy tylko jakieś szczątkowe przekazy, ogólny zarys sytuacji.

Sprawa dziewiętnastolatki. Dziewczyna mogła wycofać się z zamiaru zawiadamiania o przestępstwie właśnie z powodów, o których pisałam wyżej (zderzenie z ludźmi, którzy sugerują, że to jej wina). Ale okey, przyznaje, że zmyśliła tę historię. To kolejna przykra sprawa, co ją do tego mogło skłonić. Czy to po prostu wynik niedojrzałości, nieuczciwości, wyrachowania? Widzę też inną możliwość. Po takim „wybryku” dziewczyna próbuje zrehabilitować się w oczach społeczeństwa. Ponieważ żyjemy w społeczeństwie o podwójnych standardach i to społeczeństwo klasyfikuje ją negatywnie. Tak też być nie powinno. Ten artykuł jasno daje do zrozumienia, co o takiej dziewczynie myśli. „(...)dziewczyna najwyraźniej się zapomniała. (…) przyjęła ich propozycję, żeby się jeszcze zabawić. Bawili się do rana. - Zabawa była namiętna”. Gdyby był to chłopak, nie byłoby problemu, on po prostu dobrze by się bawił, wyszumiał. Dziewczyna dopuściła się jakiegoś „karygodnego” czynu i teraz „chciała ratować swoją nadwerężoną reputację”. Gdyby to był chłopak, nie byłoby mowy o skazie na reputacji. Sam także piszesz: „odzyskanie czci dziewiczej”. Więc nie-dziewica jest potępiona? To pełnoletnia dziewczyna, która miała prawo się bawić. Nie popełniła żadnego przestępstwa. Bawiła się może bardziej, niż większość uważa za dopuszczalne (zwłaszcza dla kobiet), ale to jej prawo. Nikomu tym krzywdy nie wyrządzała (może rodzicom napsuła nerwów). Nie chcę jej oczywiście bronić na siłę. Pokazuje tylko mechanizmy, jakie działają przy takich sprawach - niezależnie od prawdziwości oskarżenia. Ta dziewczyna faktycznie przyznaje, że skłamała. Mogła to zrobić ze strachu przed społecznym potępieniem, mogła też z wyrachowania (zaznaczałam, że i takie osoby się zdarzają - niezależnie od płci), kara i tak się jej należy. Przestępstwo to przestępstwo.
Dwudziestopięciolatka. Ta historia jest totalnie kuriozalna. Ale też przez to bardziej medialna. Nie dowiadujemy się niczego konkretnego. Zarys sytuacji jest totalnie irracjonalny. I żadnych wyjaśnień. Policja stwierdziła, że nie doszło do przestępstwa. Na jakiej podstawie? Bo z artykułu nie wynika, że nie doszło do nadużycia. Czy jesteśmy w stanie stwierdzić, że alkohol czy inne substancje, które mogła zażyć świadomie lub nie, nie były przyczyną wykorzystania jej stanu przez rzeczonego chłopaka? Przecież dziewczyna „stwierdziła nagle, że wypiła jakiś sok, straciła przytomność, nie wie, co się z nią działo i że podejrzewa, że prawdopodobnie została zgwałcona”. Czy udowodniono, że nie została? Albo czy nie była pod wpływem tabletki gwałtu lub podobnej substancji – po zażyciu jest ona w organizmie niewykrywalna. Sam piszesz, że trudno zaufać wymiarowi sprawiedliwości, lecz to działa w obie strony. Nie mamy konkretnych informacji, ale już sugeruje się nam, że dziewczyna była nieodpowiedzialna. To, że pojechała do tego chłopaka nie jest wyrazem nieodpowiedzialności, a raczej zaufania. Inna sprawa, czy słusznego. „Nie poinformowała o wyjeździe swoich bliskich, jedynie sporadycznie kontaktowała się telefonicznie ze swoją rodziną”. Kobieta ma 25 lat! Ma codziennie dzwonić do rodziców z raportami? Tak przy okazji, gdzie podczas tych kilku dni byli rodzice siedemnastolatka? Czy tylko mnie ta historia wydaje się niejednoznaczna i podana w sposób tendencyjny i traktujący czytelnika niepoważnie?

Ostatni artykuł nie jest lepszy. Nie chcę się jednak nad nim rozwodzić. Ale też nie jest to oczywista sprawa. W zasadzie najmniej oczywista. Skoro facet był niewinny, dlaczego nie stawił się na przesłuchanie? A przede wszystkim, jeśli dobrze rozumiem, te kobiety wcale nie poszły na policję z zamiarem oskarżenia go o gwałt. To na policji ruszyła machina prawna. Ktoś je więc chyba jednak przekonał, że mają z tym zjawiskiem do czynienia: „kobiety poszły już na policję, gdzie dowiedziały się, że nie mogą zwyczajnie nakazać Assange'owi, by się poddał badaniom, a ich zeznania muszą być przekazane prokuraturze”. Poza tym, jeśli zgwałcenie to zmuszenie kogoś do wykonania czynności seksualnej bez jego świadomej zgody, to czy nie jest nim ten przypadek? „Wykorzystując, że była jeszcze nie całkiem rozbudzona, nie założył prezerwatywy przy kolejnym zbliżeniu”. Nie wiem, nie jestem specjalistką od prawa, sądownictwa itd., ale coś tu jednak nie gra. Oczywiście znów jest nakręcanie spirali stereotypów. Dobrowolnie się z nim spotykały, na coś tam się zgodziły... Nie możemy tu żadnej ze stron oskarżyć o kłamstwo, bo ten artykuł nie daje nam do tego najmniejszych podstaw!
Przy okazji nasuwa mi się jeszcze jedna myśl: „(…) Assange twierdził, że przez cały następny tydzień spał w łóżku A., która nigdy nie wspomniała o sprawie. A. jednak skarżyła się przyjaciółkom na seks bez zabezpieczenia i gwałtowność Assange'a”. Kolejna straszna tendencja – kobiety nie mówią wyraźnie facetom „nie”. Szalenie często godzą się na różne rzeczy, na które nie maja ochoty, bo funkcjonuje przekonanie, że facetowi, zwłaszcza w pewnych okolicznościach, odmówić po prostu nie wypada. Bo facetowi „się należy” (taki funkcjonuje mit), bo się starał, kupił kwiaty, zaprosił na kolację, bo już tak daleko się zaszło, jak teraz odmówić? Czasem siłą rozpędu, czasem dlatego, że tak to widzi i narzuca społeczeństwo i potem kobieta czuje się skrzywdzona i wykorzystana. Ma prawo się tak czuć! Czy oskarżać faceta o gwałt? To zależy. Może to tylko wina mechanizmu, ale może facet tak manipulował? Na poziomie psychicznym też można wiele na kimś wymusić. Oczywiście, kobiety powinny wyraźnie mówić "nie", bo bez odpowiedniego komunikatu facet się nie domyśli. Ale też prawdą jest, że często nie ma w społeczeństwie dla tego „nie” zrozumienia. Kobieta, która je wypowiada, jest uważana za niepoważną, a przecież jest poważniejsza właśnie od takiej, która szuka sprawiedliwości po fakcie, bo jednak nie powiedziała „nie”, dając ciche przyzwolenie, ale ma poczucie krzywdy. Tu kolejny komentarz do artykułu S. Kubryńskiej:

Anonim 
„Z męskiego punktu widzenia czasem zachowanie kobiet jest irracjonalne, nie poważne lub kompletnie niedojrzałe. Dla faceta Tak znaczy tak a nie znaczy nie nawet to niewerblane. Takie “tak” ale nie do końca odbierane jest jak kpina.
Kiedyś pewien znajomy dość mocno uderzył w konkury do pewnej pani.
Pani zaś nie protestowała. Były uściski, pocałunku, dość zaawansowane pieszczoty i gdy już facet był u płotu i witał się z gąska kobieta powiedziała NIE!.
Gość wstał, bez słowa wszedł a potem pani obrobił pupę do wszystkich znajomych.
Już nigdy więcej z ta panią słowa prywatnie nie zamienił.
Po prostu z ludźmi niepoważnymi nie warto utrzymywać konaków.
Drogie panie traktujcie mężczyzn poważnie a nie jak zwierzęta to może nie będziecie uważane za idiotki”.

To jest norma. Przerażająca. Ten facet uważa się za normalnego i poważnego, i za takiego uznaje go kolega. Przytacza tę historię, by pokazać, jak powinien zachować się mężczyzna w takiej sytuacji. Nie gwałcić, odejść, a potem... Normalny facet powinien raczej zapytać: co jest nie tak? Czy źle odczytała jego intencje, czy teraz coś nie zagrało. Kobieta mogła nie czuć się jeszcze gotowa, a facet od razu potraktował ją jak „idiotkę” i jeszcze przedstawił ją wszystkim w złym świetle tak jak i sytuację, która powinna pozostać wyłącznie między nimi, a stała się anegdotą do przytaczania w internecie. To jest dojrzałe zachowanie? Nie! Ale takie sytuacje, takie poglądy przyczyniają się do tego, że kobiety w takim momencie pozwalają się wykorzystywać. Z tego później wynikają nieporozumienia: była chętna, a potem oskarża. Czasem niesłusznie, ale nie jestem pewna, że zawsze.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...