Anonimowy 13 listopada 2013 10:28
- gwałt, jakiego dopuścił sie Julian Assange:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,8839949,Gwalt_czy__chwyt_ponizej_pasa____Guardian__ma_zeznania.html
- oraz takie przypadki:
http://ostrow.naszemiasto.pl/artykul/1882655,powiat-ostrowski-25-letnia-kobieta-oskarzyla-o-gwalt-17,id,t.html
http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,5820015.html
Bo ja tu też widzę problem, że oskarżenia o gwałt bywają nadużywane. Dziewczyna jest bardzo chętna zarówno przed jak i w trakcie, ale po fakcie się rozmyśla. Wtedy najprostszym sposobem na odzyskanie czci dziewiczej jest oskarżenie o gwałt.
Faktem jest, że od sprawdzenia tego jest policja i są też sądy, ale czasem zwłaszcza w Polsce trudno zaufać wymiarowi sprawiedliwości”.
Nie obwiniam facetów za wszystko,
napisałam to chyba dość wyraźnie. Nie zwalniałam też kobiet z
posługiwania się rozumem i brania odpowiedzialności za swoje
czyny. Szczerze do tego zachęcam :) Pisałam za to, że żadna
NORMALNA kobieta nie wnosi bezpodstawnie oskarżenia o gwałt oraz że
zaburzone jednostki zdarzają się zarówno wśród kobiet, jak i
mężczyzn. Nie każdy jest uczciwy, a fałszywe oskarżenie jest,
oczywiście, także przestępstwem. Ale czy naprawdę składanie
fałszywych doniesień jest tak popularne? O prawdziwych gwałtach
pisze się mniej niż o takich – bo to
się lepiej sprzedaje. To trafia do publicznej wiadomości i zaburza
obraz rzeczywistości. Piszesz, jakby to się zdarzało nagminnie.
Jaki jest odsetek bezpodstawnych oskarżeń dotyczących zgwałceń? Nie
sądzę, że duży. I ile z nich było faktycznie bezpodstawnymi, a
nie tylko takimi, których nie udało się udowodnić? Ile doniesień
wycofano nie dlatego, że nie były prawdziwe, tylko dlatego, że
poszkodowana, która chce dojść do siebie po czymś takim, trafia
na mur? Przesłuchania, składanie zeznań – to jest bardzo trudne
w takich sytuacjach. Tymczasem trafiasz na policję, gdzie nikt nie
zadba o Twój komfort psychiczny i w dodatku roi się tam od ludzi
takich jak dr Boćkowski, którzy powinni obiektywnie zająć się
sprawą, ale są przeładowani stereotypami i uprzedzeniami. Jestem
pewna, że podczas takich zeznań padają pytania o strój, o alkohol
itd. Może wtedy taka kobieta widzi, że nie ma szans niczego
udowodnić. Mało tego, może sama zadaje sobie pytanie, czy nie
zawiniła. To jest straszne, bo społeczeństwo sprawia, że nawet
poszkodowane kobiety same o sobie myślą jak o współwinnych. A
takimi nie są! Nikt jakoś nie usprawiedliwia „kiboli”, którzy
pobili zwolenników przeciwnej drużyny. Nikt przykładowo nie wmawia pobitym, że
sami się o to prosili.
Tutaj tak jest i jest to zakorzenione do tego stopnia, że w sytuacji, kiedy poczucie wartości ofiary jest i tak mocno zachwiane, ona sama zaczyna wierzyć w swoją winę. Bo tak, piła alkohol (jak niemal 100% innych kobiet w barze, których mimo to nie zgwałcono), miała na sobie sukienkę (również podobnie jak inne), rozmawiała ze znajomymi – dlaczego miałaby tego nie robić. Faktycznie, w tej perspektywie zrobiła tylko jedno, by uchronić się przed „porandkowym gwałtem”: powiedziała „nie”. Dlaczego tyle osób uważa, że to zbyt mało i dopatruje się winy w takich zachowaniach?
Tutaj tak jest i jest to zakorzenione do tego stopnia, że w sytuacji, kiedy poczucie wartości ofiary jest i tak mocno zachwiane, ona sama zaczyna wierzyć w swoją winę. Bo tak, piła alkohol (jak niemal 100% innych kobiet w barze, których mimo to nie zgwałcono), miała na sobie sukienkę (również podobnie jak inne), rozmawiała ze znajomymi – dlaczego miałaby tego nie robić. Faktycznie, w tej perspektywie zrobiła tylko jedno, by uchronić się przed „porandkowym gwałtem”: powiedziała „nie”. Dlaczego tyle osób uważa, że to zbyt mało i dopatruje się winy w takich zachowaniach?
Jeśli chodzi o przytoczone
artykuły – są idealne. Tendencyjne, o minimalnym przekazie
informacji, kierujące czytelnika do jednego wniosku właśnie za
pomocą stereotypów. Nikt nie opisuje w prasie historii o tym, jak
ktoś kogoś przymusił do stosunku na imprezie. To się nie sprzeda.
Ale jak już mamy słynną osobę lub da się zrobić historię
kuriozalną? Czy naprawdę dowiadujemy się z tych artykułów, że
te kobiety nadużywają oskarżeń o gwałt? W żadnej z historii nie
możemy mieć w 100% pewności, że do gwałtu faktycznie nie doszło. Nie mamy żadnych
rzetelnych informacji, co zaszło, ani na jakiej podstawie policja
uznała, że nic nie zaszło. Mamy tylko jakieś szczątkowe
przekazy, ogólny zarys sytuacji.
Sprawa dziewiętnastolatki.
Dziewczyna mogła wycofać się z zamiaru zawiadamiania o
przestępstwie właśnie z powodów, o których pisałam wyżej
(zderzenie z ludźmi, którzy sugerują, że to jej wina). Ale okey,
przyznaje, że zmyśliła tę historię. To kolejna przykra sprawa,
co ją do tego mogło skłonić. Czy to po prostu wynik
niedojrzałości, nieuczciwości, wyrachowania? Widzę też inną
możliwość. Po takim „wybryku” dziewczyna próbuje
zrehabilitować się w oczach społeczeństwa. Ponieważ żyjemy w społeczeństwie o
podwójnych standardach i to społeczeństwo klasyfikuje ją negatywnie.
Tak też być nie powinno. Ten artykuł jasno daje do zrozumienia, co
o takiej dziewczynie myśli. „(...)dziewczyna najwyraźniej się
zapomniała. (…) przyjęła ich propozycję, żeby się jeszcze
zabawić. Bawili się do rana. - Zabawa była namiętna”. Gdyby był
to chłopak, nie byłoby problemu, on po prostu dobrze by się bawił,
wyszumiał. Dziewczyna dopuściła się jakiegoś „karygodnego”
czynu i teraz „chciała ratować swoją nadwerężoną reputację”.
Gdyby to był chłopak, nie byłoby mowy o skazie na reputacji. Sam
także piszesz: „odzyskanie czci dziewiczej”. Więc nie-dziewica
jest potępiona? To pełnoletnia dziewczyna, która miała prawo się
bawić. Nie popełniła żadnego przestępstwa. Bawiła się może
bardziej, niż większość uważa za dopuszczalne (zwłaszcza dla
kobiet), ale to jej prawo. Nikomu tym krzywdy nie wyrządzała (może
rodzicom napsuła nerwów). Nie chcę jej oczywiście bronić na siłę. Pokazuje tylko mechanizmy, jakie działają przy takich sprawach - niezależnie od prawdziwości oskarżenia. Ta dziewczyna faktycznie przyznaje, że skłamała. Mogła
to zrobić ze strachu przed społecznym potępieniem, mogła też z wyrachowania (zaznaczałam, że i takie osoby się zdarzają - niezależnie od płci), kara i tak się jej należy.
Przestępstwo to przestępstwo.
Dwudziestopięciolatka. Ta
historia jest totalnie kuriozalna. Ale też przez to bardziej
medialna. Nie dowiadujemy się niczego konkretnego. Zarys sytuacji
jest totalnie irracjonalny. I żadnych wyjaśnień. Policja
stwierdziła, że nie doszło do przestępstwa. Na jakiej podstawie?
Bo z artykułu nie wynika, że nie doszło do nadużycia. Czy
jesteśmy w stanie stwierdzić, że alkohol czy inne substancje,
które mogła zażyć świadomie lub nie, nie były przyczyną
wykorzystania jej stanu przez rzeczonego chłopaka? Przecież
dziewczyna „stwierdziła nagle, że wypiła jakiś sok, straciła
przytomność, nie wie, co się z nią działo i że podejrzewa, że
prawdopodobnie została zgwałcona”. Czy udowodniono, że nie
została? Albo czy nie była pod wpływem tabletki gwałtu lub
podobnej substancji – po zażyciu jest ona w organizmie
niewykrywalna. Sam piszesz, że trudno zaufać wymiarowi
sprawiedliwości, lecz to działa w obie strony. Nie mamy konkretnych
informacji, ale już sugeruje się nam, że dziewczyna była
nieodpowiedzialna. To, że pojechała do tego chłopaka nie jest
wyrazem nieodpowiedzialności, a raczej zaufania. Inna sprawa, czy
słusznego. „Nie poinformowała o wyjeździe swoich bliskich,
jedynie sporadycznie kontaktowała się telefonicznie ze swoją
rodziną”. Kobieta ma 25 lat! Ma codziennie dzwonić do rodziców z
raportami? Tak przy okazji, gdzie podczas tych kilku dni byli rodzice
siedemnastolatka? Czy tylko mnie ta historia wydaje się
niejednoznaczna i podana w sposób tendencyjny i traktujący
czytelnika niepoważnie?
Ostatni artykuł nie jest lepszy.
Nie chcę się jednak nad nim rozwodzić. Ale też nie jest to
oczywista sprawa. W zasadzie najmniej oczywista. Skoro facet był
niewinny, dlaczego nie stawił się na przesłuchanie? A przede
wszystkim, jeśli dobrze rozumiem, te kobiety wcale nie poszły na
policję z zamiarem oskarżenia go o gwałt. To na policji ruszyła
machina prawna. Ktoś je więc chyba jednak przekonał, że mają z
tym zjawiskiem do czynienia: „kobiety poszły już na policję,
gdzie dowiedziały się, że nie mogą zwyczajnie nakazać
Assange'owi, by się poddał badaniom, a ich zeznania muszą być
przekazane prokuraturze”. Poza tym, jeśli zgwałcenie to zmuszenie
kogoś do wykonania czynności seksualnej bez jego świadomej zgody,
to czy nie jest nim ten przypadek? „Wykorzystując, że była
jeszcze nie całkiem rozbudzona, nie założył prezerwatywy przy
kolejnym zbliżeniu”. Nie wiem, nie jestem specjalistką od prawa,
sądownictwa itd., ale coś tu jednak nie gra. Oczywiście znów jest
nakręcanie spirali stereotypów. Dobrowolnie się z nim spotykały,
na coś tam się zgodziły... Nie możemy tu żadnej ze stron
oskarżyć o kłamstwo, bo ten artykuł nie daje nam do tego
najmniejszych podstaw!
Przy okazji nasuwa mi się jeszcze jedna myśl:
„(…) Assange twierdził, że przez cały następny tydzień spał
w łóżku A., która nigdy nie wspomniała o sprawie. A. jednak
skarżyła się przyjaciółkom na seks bez zabezpieczenia i
gwałtowność Assange'a”. Kolejna straszna tendencja – kobiety
nie mówią wyraźnie facetom „nie”. Szalenie często godzą się na różne rzeczy, na które nie maja ochoty, bo
funkcjonuje przekonanie, że facetowi, zwłaszcza w pewnych
okolicznościach, odmówić po prostu nie wypada. Bo facetowi „się
należy” (taki funkcjonuje mit), bo się starał, kupił kwiaty,
zaprosił na kolację, bo już tak daleko się zaszło, jak teraz
odmówić? Czasem siłą rozpędu, czasem dlatego, że tak to widzi
i narzuca społeczeństwo i potem kobieta czuje się skrzywdzona i
wykorzystana. Ma prawo się tak czuć! Czy oskarżać faceta o gwałt?
To zależy. Może to tylko wina mechanizmu, ale może facet tak
manipulował? Na poziomie psychicznym też można wiele na kimś
wymusić. Oczywiście, kobiety powinny wyraźnie mówić "nie",
bo bez odpowiedniego komunikatu facet się nie domyśli. Ale też
prawdą jest, że często nie ma w społeczeństwie dla tego „nie”
zrozumienia. Kobieta, która je wypowiada, jest uważana za
niepoważną, a przecież jest poważniejsza właśnie od takiej,
która szuka sprawiedliwości po fakcie, bo jednak nie powiedziała
„nie”, dając ciche przyzwolenie, ale ma poczucie krzywdy. Tu kolejny komentarz do
artykułu S. Kubryńskiej:
Anonim
„Z męskiego punktu widzenia czasem zachowanie kobiet jest
irracjonalne, nie poważne lub kompletnie niedojrzałe. Dla faceta
Tak znaczy tak a nie znaczy nie nawet to niewerblane. Takie “tak”
ale nie do końca odbierane jest jak kpina.
Kiedyś pewien znajomy dość mocno uderzył w konkury do pewnej pani.
Pani zaś nie protestowała. Były uściski, pocałunku, dość zaawansowane pieszczoty i gdy już facet był u płotu i witał się z gąska kobieta powiedziała NIE!.
Gość wstał, bez słowa wszedł a potem pani obrobił pupę do wszystkich znajomych.
Już nigdy więcej z ta panią słowa prywatnie nie zamienił.
Po prostu z ludźmi niepoważnymi nie warto utrzymywać konaków.
Drogie panie traktujcie mężczyzn poważnie a nie jak zwierzęta to może nie będziecie uważane za idiotki”.
To jest norma. Przerażająca. Ten
facet uważa się za normalnego i poważnego, i za takiego uznaje go
kolega. Przytacza tę historię, by pokazać, jak powinien zachować się mężczyzna w takiej sytuacji. Nie gwałcić, odejść, a potem... Normalny facet powinien raczej zapytać: co jest nie tak? Czy
źle odczytała jego intencje, czy teraz coś nie zagrało. Kobieta
mogła nie czuć się jeszcze gotowa, a facet od razu potraktował ją
jak „idiotkę” i jeszcze przedstawił ją wszystkim w złym
świetle tak jak i sytuację, która powinna pozostać wyłącznie
między nimi, a stała się anegdotą do przytaczania w internecie. To jest dojrzałe zachowanie? Nie! Ale takie sytuacje,
takie poglądy przyczyniają się do tego, że kobiety w takim
momencie pozwalają się wykorzystywać. Z tego później wynikają
nieporozumienia: była chętna, a potem oskarża. Czasem
niesłusznie, ale nie jestem pewna, że zawsze.