Zastanawiam się czasem, skąd się biorą nasze kompleksy. Mam
tu na myśli te dotyczące naszego wyglądu, nie zdolności. Można zrzucić winę na nierealne kanony piękna szerzone przez różne
czasopisma, świat mody itd. Siłą rzeczy 100% społeczeństwa nie może spełniać
tych samych wymogów. Nie jesteśmy produkowanymi taśmowo Barbie i przecież wcale
nie chcielibyśmy być. Jednak część moich kompleksów zaczęła się na długo przed
moją świadomością (nadal słabą) w temacie mody i pojęciu kanonów, w które
należy się wpisywać. Te najgłębiej we mnie siedzące kompleksy zakorzeniły się
już w dzieciństwie. I zakorzenili je we mnie inni. Kanony same w sobie nie są winne, raczej to, jak do nich podchodzimy, jak odnosimy je do siebie i innych.
Dzieciństwo – przedszkole, szkoła.
Jest kilka typów dzieci, które zawsze mają problem z zyskaniem
akceptacji grupy. Dziecko zdolne w klasie o niższym poziomie niż ona – kujon,
dziecko mniej zdolne w klasie o wyższym poziomie – po prostu głupek, dziecko
otyłe, noszące okulary, czasem biedne, a także rude i piegowate. Mnie tyczyło to ostatnie. Choć może się to wydawać dziwne, naprawdę miałam z tego
powodu wiele nieprzyjemności, szczególnie od dzieciaków, które mnie nie znały, a osądzały jedynie po wyglądzie właśnie. Dzieci są absolutnie bezwzględne, kiedy już
postanowią kogoś wykluczyć. To nie tylko wyzwiska,
pokazywanie palcami, czy obgadywanie po kątach (co jest obecne potem i
niektórym zostaje na całe życie). One naprawdę nie mają hamulców. Pamiętam, jak w
przedszkolu dzieciaki ściągnęły spodnie koledze z grupy (pochodzącemu z biednej rodziny), by go wyśmiewać i jak najbardziej upokorzyć. To
dodatkowy powód, dla którego uważam kompleksy z dzieciństwa za znacznie
trwalsze. Nie dość, że tkwią w nas najdłużej, to doświadczanie takiego otwartego wyśmiewania, upokarzania, ma ogromny wpływ na kształtowanie się samooceny...
Znów jednak nasuwa się pytanie, z czego wynika takie
zachowanie dzieciaków? Można stwierdzić, że to normalne. Dzieciaki nie mają
jeszcze wpojonych pewnych norm bycia w społeczeństwie. Za to działają
u nich silne mechanizmy grupy, bardzo pierwotne – znalezienie kozła ofiarnego,
wykluczenie tych, którzy nie pasują to typowe zachowania. Wydaje mi się jednak,
że takie tłumaczenie krzywdzi dzieci. Nie jest to normalne dla wszystkich,
niektóre dzieciaki są naprawdę ponad podziałami i mają wysoki poziom empatii.
Dlaczego wykluczają właśnie takie jednostki? Owszem wyróżniają się, nie
pasują w jakimś zakresie do grupy. Jednak nikt mi nie wmówi, że dzieciaki z
pierwszych klas podstawówki marnują swoją energię na wymyślanie haseł „rude
jest wredne”. One po prostu odgrywają zasłyszane od dorosłych uprzedzenia. W
dodatku stereotypy atakują je wszędzie, w każdej bajce „ten brzydki” jest
jednocześnie „tym złym”. Może w pewnych sytuacjach być ładnym, ale wówczas jednocześnie próżnym i ograniczonym. Ze skrajności w skrajność. To smutne, że tak mało uwagi przywiązuje się do tego,
by uczyć dzieciaki empatii i tolerancji. Tego, że „inne” może też oznaczać
„fajne”, nie zaś „gorsze”.
źródło |
Przyjaźnie
Tu chyba należałoby umieścić to słowo w cudzysłowie.
Przyjaźnie – już te najwcześniejsze, można podzielić na dobre i złe. Toksyczne
związki zaczynamy czasem tworzyć bardzo wcześnie. Każdy ma jakąś klasową
przyjaźń. Często są one zresztą dość płynne, zmienne i o różnej trwałości.
Wiecie, dziś najlepsze przyjaciółki z jednej ławki, jutro zupełnie ze sobą
nierozmawiające osoby. Miałam taką przyjaciółkę z cechami wyśmiewanymi przez
innych. Mnie nie przeszkadzały jej „wady”, jednak jej najwyraźniej
przeszkadzały za bardzo. Ponieważ nie miałam tych „wad” co ona, znajdowała we
mnie inne i zarzucała mnie nimi, by podbudować w ten sposób swoje samopoczucie.
Coś na zasadzie: „może mam nieco krzywy nos, ale wolę to niż twoje krzywe zęby".
Często słyszałam coś takiego i to zupełnie bez związku z czymkolwiek. Co
innego, gdyby była to odpowiedź na moją zaczepkę, ale nigdy nie wytykałam jej
wyglądu. Za to sama nabyłam w ten sposób kilka dodatkowych kompleksów, zaczęłam
dostrzegać w sobie kolejne niedostatki, które nigdy wcześniej nie przyszły mi
do głowy. Niestety, warto czasem
zerknąć na nasze przyjaźnie z szerszej perspektywy i nauczyć się odrzucać te,
które przynoszą nam więcej szkody niż pożytku. Ponoć osoby, które lubimy wydają
się nam bardziej atrakcyjne fizycznie. Jeśli więc Twoja „przyjaciółka” Cię
dołuje, może wcale nie lubi Cię tak, jak się wydaje.
Rodzina
To już wałkowana przez psychologów kwestia. Rodzice,
jak ryba, wpływają na wszystko. Dlatego też boję się nim zostać.
Poza tym, że mogą wychować małego nietolerancyjnego dręczyciela, od nich też w
znacznej mierze zależy, czy potomek będzie się cechował zdrowym podejściem do
własnych wad i mocnych stron, czy też będzie zakompleksionym, niewierzącym w
siebie człowieczkiem, czy może wręcz takim, który ma siebie za ósmy cud świata,
całą resztę zaś za nic zgoła. Jeśli jesteś rodzicem, zastanów się jakie
komunikaty przekazujesz swojemu dziecku i nie mam na myśli tylko tych werbalnych, słowa powinny się pokrywać z czynami. Oczywiście należy unikać
skrajności. Dołowanie dziecka i stałe porównywanie z innymi nie jest dobre, ale
utwierdzanie go, że jest najpiękniejsze na świecie i inni nie mogą się z nim
równać może być równie szkodliwe. Niestety, zdarzają się rodzice budujący
poczucie wartości dziecka w oparciu na jego fizyczną atrakcyjność. To smutne i
złe, ale ważne też, żeby dziecko wiedziało, że rodzice nie wstydzą się pokazać je światu ;) Nie jestem jednak rodzicem, więc nie wymądrzam się dalej..
Dojrzewanie
To jest kopalnia kompleksów. Jako nastolatkowie zaczynamy sami porównywać się z innymi (do tej pory często robili to za nas inny), interesować się
kanonami i do nich dążyć. W dodatku hormony podwyższają rangę każdego problemu
i same czasem jakiś dorzucą np. trądzik. Nasze ciała się zmieniają, nie zawsze idąc w kierunku, jakim byśmy chcieli. Większość kompleksów z tego okresu
jest nieco wydumanych, z drugiej strony, niektóre są bardzo poważne lub
prowadzą do poważnych konsekwencji. Dużym problemem jest trądzik, który jest po prostu chorobą oraz mania
chudości, prowadząca do anoreksji itp. chorób.
Bez sensu
Wiele kompleksów
jest bez sensu. Może nawet większość. Potrafimy rozczłonkować swoje
ciało całkowicie i mieć obsesję na punkcie każdego kawałka, który nie odpowiada
ideałowi. Ale czym jest ideał? Przecież właśnie te pozornie nieidealne
fragmenty są właśnie tym czymś, co przyciąga wzrok (w pozytywnym znaczeniu),
czymś, co stanowi o naszym charakterze, w końcu czymś, co odróżnia nas od
idealnych jak spod igły (tj. skalpela), jednakowych twarzy, ciał.
Nie ważne jednak, czy Twoim zmartwieniem jest trądzik,
którym wręcz należy się mocno zainteresować i odpowiednio zająć, czy kwestia
tak błaha jak kolor włosów (o ile nie masz kilku lat i nie możesz ich
farbować), czy mniej proste niż byś chciała nogi. Nie ważne w jakich okolicznościach je nabyłeś. Z kompleksami trzeba walczyć.
Warto je eliminować, warto sobie z nimi radzić. Jak? O Tym następnym razem :)
Tymczasem, niech mi ktoś wyjaśni ten "fenomen" dzieci :)
Tymczasem, niech mi ktoś wyjaśni ten "fenomen" dzieci :)
Kompleksy, to odwieczny problem. Nawet ci "najpiękniejsi" je posiadają. Najważniejsze, to trzeba siebie zaakceptować i polubić.
OdpowiedzUsuńPrawda! Jednocześnie, niestety, nie takie to proste ;)
UsuńJa całe życie słyszałam od babci, że rude jest wredne i nie wychodź za blondyna, bo dzieci będą rude. Traktowałam to oczywiście z przymrużeniem oka.
OdpowiedzUsuń:D Moja mama słyszała, żeby nie wychodzić "za ciemnowłosego",a le nie posłuchała i cóż... :)
UsuńSwoją drogą,, to ciekawe, że rude, w zależności od potrzeb, może być równie dobrze wredne,jak seksowne itd... Ludzie wszystko sobie dopasują do potrzeb ;)
Sama prawda. W jeden kompleks, który dręczy mnie do dzisiaj, wpędziła mnie koleżanka z podstawówki i pewnie nigdy się go już nie pozbędę, mimo że inni nie zwracają na tę moją "ułomność" najczęściej uwagi. Ale tak to już jest, że w stosunku do siebie jesteśmy bardzo krytyczni. Moja przyjaciółka narzeka, że ma grube ramiona i w sklepach zawsze szuka takich ubrań, które je zasłonią. Dla mnie jej kompleks jest niedorzeczny, bo wg mnie jej ręce są zupełnie normalne, ale ona do tego przekonać się nie da, choćbym bardzo jej to młotkiem próbowała wbić do głowy. Ktoś jej tam kiedyś coś powiedział i koniec. Inna znowu przyjaciółka sama o sobie twierdzi, że nie jest pięknością (wcale niesłusznie, bo piękno nie jest przecież żadną wartością uniwersalną), ale swoje koleżanki uważa za piękne i otwarcie o tym mówi, bez ani cienia zawiści - samo to czyni ją piękną w moich oczach, nawet jeśli jej komplementy nie są pod moim adresem :))). Takimi ludźmi chciałabym być zawsze otoczona :).
OdpowiedzUsuńTo fajne, jak ktoś potrafi mówić komplementy... Większości chyba ciężko to przychodzi, podobnie jak ich przyjmowanie. Za to wystarczy jedna skrytykowana rzecz (czasem nawet bez intencji zrobienia nam przykrości) i zapamiętujemy to na bardzo długo...
UsuńZazdrośnicy wyszukują wady u bliskich osób.
OdpowiedzUsuńCzasem to zazdrość, czasem zupełnie nie ma w tym żadnego drugiego dna, ot taka uwaga rzucona jakby bez zastanowienia. Jednak zdaniem bliskich przejmujemy się znaczne bardziej, im łatwiej wyrządzić nam przykrość, toteż chyba bardziej zapamiętujemy uwagi zasłyszane od nich właśnie.
UsuńPodzielę się z Tobą moimi przeżyciami. Od dziecka miałam problemy z akceptacją. Pamiętam dużo wyzwisk w podstawówce, wyśmiewanie, toksyczne przyjaźnie tez się zdarzały. Nawet nauczyciele nie zawsze mi wierzyli (do dzisiaj pamiętam jak razem z koleżanką pisałam sprawdzian, ale to ja byłam ta złą która ściągała, po przejściu do 4 klasy i zmianie nauczycielki jednak to ja miałam znacznie lepsze oceny...). Raz powiedziałam o tym rodzicom ale uslyszałam tylko aby się odgryźć, nie wspomnieli o tym, ze jestem dla nich idealna, nigdy. Lubią się chwalić mną przed znajomymi- ale tylko kwestią wykształcenia. Rzadko słysze komplementy od rodziców, ale przytyki, na temat figury np. (mimo, że wcale nie jestem gruba! Przy wzroście 170cm ważę 60kg, może nie mam idealnej figury ale nie jestem gruba!). Słysze, ze mam nie jeśc bo nie zmieszczę się w drzwi, że mam oponkę, podwójny podbródek... Siostra traktuje mnie podobnie (i z przykrością stwierdzam, że jak przytyła z radością się mszczę). Czując, że nie jest się akceptowanym takim jakim jest we własnym domu- nie można siebie lubić. Zdarzało mi się wymiotowac po jedzeniu, jako nastolatce. Teraz mam do tego większy dystans ale takie przytyki dalej bolą. Są częste. Mimo, ze staram się ćwiczyć i zdrowo jeść, po takich odzywkach ze strony rodziców trace motywację. Bo po co- czy kiedykolwiek ich zadowolę? Przepraszam za takie uzewnętrznienie na Twoim blogu,
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie masz za co przepraszać! To bardzo przykre, co piszesz. Mam nadzięję, że Twoja rodzina nie robi tego świadomie. Pomyśl o tym, że może to być wynikiem ich własnych lęków, choć wiem, że nadal jest to przykre. Bez wątpienia nie jesteś gruba, zresztą to nie powinno być żadnym kryterium wg którego rodzina Cię określa. Wiem, że trudno odciąć się od najbliższych, ale szczerze polecam po prostu ucinać takie teksty - ostentacyjnie wychdzić, czy przerywać rozmowę, kiedy padają. Dalej rób zwoje, jeśli uważasz że to dla Ciebie dobre - ćwicz i odżywiaj się zdrowo - ale dla siebie, bo profity będą nie tylko odbijały się na Twoim wyglądzie. Bardzo Ci kibicuję - byś nauczyła się dostrzegać w sobie piękno i wyzbyła się negatywnych emocji. Trzymaj się ciepło!
Usuń